Jewgenija Czirikowa jako symbol dojrzewania społeczeństwa obywatelskiego. Reportaż Pawła Szeremieta.
Na polityczną przedscenę na miejsce funkcjonariuszy partyjnych przyszli aktywiści prosto ze społeczeństwa. Symbolem tych przemian stała się Jewgenija Czirikowa, liderka obrońców Lasu Chimkinskiego.
Z jakiegoś powodu wszystkich interesuje zdrowie psychiczne Jewgenii Czirikowej z miasta Chimki. „A ona po prostu nie zwariowała?” – ostrożnie pytają ci, którzy sympatyzują z jej walką o Las Chimkinski. „Nie, no ona przecież jest wariatką”, - stawiają precyzyjną diagnozę urzędnicy, których drażni jej polityczna aktywność. Otwarci wrogowie Czirikowej piszą, że jest zdrajczynią Ojczyzny, która sprzedała się Amerykanom, i nie wiadomo dlaczego również napomykają o problemach ze zdrowiem – „pięć urazów czaszkowo-mózgowych”. W tym medycznym sporze nie można w żaden sposób obronić Czirikowej – zaświadczenia bowiem nie posiada. Co prawda, urazów czaszkowo-mózgowych, na szczęście, również nie miała. Raz zraniła się w nogę, kiedy z pobratymcami w walce stanęła na drodze buldożerom. Drugi raz zadrasnęła ją drzazga, wszak kiedy drwa rąbią, to i wióry lecą.
http://www.svobodanews.ru/content/article/2255008.html |
Czirikowa jeszcze się jakoś łatwo wywinęła. Głównego redaktora gazety „Chimkinskaja Prawda” Michaiła Beketowa, krytykującego miejską i obwodową administrację za wyrąb lasu w Chimkach pod budowę trasy Moskwa – Sankt-Petersburg, prawie nie zabito w listopadzie 2008 roku, zamieniając go w inwalidę. Drugiego chimkinskiego aktywistę Konstantina Fetisowa pobito w listopadzie 2010 roku. Bili go po głowie pałką bejsbolową. Fetisow był w śpiączce przez kilka miesięcy. Przestępstwa nie ujawniono do tej pory. Jewgenii także wielokrotnie grożono. „Ponieważ nie jestem samcem alfa, oni przez długi czas nie sądzili, że mogę przedstawiać dla nich jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Z tego też powodu długo mnie nie ruszano, - twierdzi liderka ruchu „Ekologiczna obrona Obwodu Moskiewskiego” oraz niezarejestrowanego „Ruchu w obronie Lasu Chimkinskiego”. – Churchill również miał Gandiego za brudnego tubylca”. Jewgenija często wspomina Gandiego, jest jej idolem. Rozpoczynała jako obrońca lasu, znajdującego się naprzeciwko jej domu. Teraz porwała się na przemiany polityczne o zasięgu ogólnokrajowym.
Jewgenija Czirikowa jest przewodniczącą koordynującej rady wszystkich regionalnych organizacji społecznych w Rosji. Rozmawia się z nią trudno, co każde pięć minut rozlega się dzwonek w jej telefonie. Dzwonią zewsząd, gdzie wyrębują lasy albo łamią prawa zwykłych Rosjan. A przychodzi jeszcze godzić skłócone z powodu flamastra córeczki, wytłumaczyć starszej, dziesięcioletniej Lizie, dlaczego powinna być tolerancyjna w stosunku do swojej siostry, i przekonać młodszą, pięcioletnią Saszę, by nie skakała z drugiego piętra na łóżko Lizy, ponieważ trzeba o nią zadbać, wszak przeziębiła się i źle się czuje. Jewgenija koresponduje z żoną Nawalnego oraz żoną Udalcowa, próbując koordynować pomocą dla ich mężów, znajdujących się za kratkami, a także uzgadniać jakieś oświadczenia w przeddzień kolejnej akcji protestu w związku z wynikami wyborów parlamentarnych.
Pijemy herbatę w maleńkiej kuchni w dwupokojowym mieszkaniu i omawiamy „przestępstwa reżimu”, raz po raz odrywając się, by popatrzeć na bazgroły, które podsuwa nam na kartce Sasza, - „tata, mama, Liza, choinka”. Tani kandelabr na trzy świece, stojący na stole, nadaje naszym rozmowom przy herbacie oraz kanapkach z kiełbasą troszeczkę uroczystego charakteru. „Jestem pod względem socjalnym człowiekiem sukcesu. Mam wszystko, co potrzeba mi do szczęścia: mieszkanie, samochód, rodzinę, pracę, - Jewgenija kroi kiełbasę na grube talarki. – Zwykle nie jadamy kiełbasy, ale teraz czasy są ciężkie – w kraju rewolucja i dlatego nie zawsze zdążam z ugotowaniem czegoś”. Na początku 2011 roku chciano jej odebrać dzieci. 21 lutego rejonowe organy opieki mogły zrobić to z takiego powodu, że jakoby rodzice systematycznie torturują dzieci, głodzą, a także „utrzymują kontakty z podejrzanymi osobami”.
- Zaproponowaliśmy Miedwiediewowi wtedy 11 alternatywnych wariantów budowy drogi. I wtedy wyskoczyli z dziećmi. Pierwsza reakcja – panika, a potem dopadł mnie dziki gniew.
Dzieci udało się wtedy wspólnymi siłami odbić, ale już od dawna cała rodzina żyje z przeświadczeniem tego, iż niebezpieczeństwo jest zawsze tuż obok. To typowe mieszkanie moskiewskiej inteligencji, zastawione półkami książek i zapełnione wszelkiego rodzaju ciekawymi, czasami zupełnie niepotrzebnymi przedmiotami. Jeśli Czirikowa nawet i sprzedała się „zagranicznemu lobby”, to umiejętnie ten fakt ukrywa. Pod stołem w kuchni szeleści biały szczur Kris, a dumą całej rodziny jest ogromne akwarium z rybkami morskimi.
Do Chimek przeprowadzili się z Moskwy w 1998 roku, chcąc wyrwać się z mężem z dusznego miasta, by zamieszkać bliżej przyrody, w imię dzieci i ich zdrowia. Do 25 roku życia Jewgenija w ogóle nie interesowała się polityką i sama szczerze przyznaje, że z trudnem odróżniała Ziuganowa od Żyrinowskiego. Urodziła się w rodzinie inteligenckiej. Tato – doktor nauk fizyczno-matematycznych, wykładowca MIFI (ros. Московский инженерно-физический институт – Moskiewski Instytut Inżynieryjno-Fizyczny). Mama – urzędniczka państwowa. I Jewgienija nie jest głównym odszczepieńcem w rodzinie. Dima Czirikow, jej młodszy brat, nie usłuchał rodziców i nie został inżynierem. Jest utalentowanym iluzjonistą. Niedawno wygrał telewizyjny konkurs magików i iluzjonistów. Został nagrodzony wyjazdem na Międzynarodowy Konkurs Iluzjonistów w Monte Carlo. „Powiedziałam mu: Mitia, bądź unikatowy, inżynierów mnóstwo, a iluzjonistów mało, i jeśli otrzymałeś taki dar, to nie wolno go zakopywać. Ależ to był cios dla rodziców!” – śmieje się Jewgenija. Ona sama za to była pilnym dzieckiem i większą część swojego życia przeżyła według nakazów starszych.
W 1994 roku Jewgenija ukończyła klasę literacką w szkole nr 201 im. Aleksandra Kosmodemiańskiego, a w 2000 roku – dwa wydziały Moskiewskiego Instytutu Lotniczego – inżynieryjny oraz ekonomiczny. Także mąż Jewgenii Michaił Matwiejew jest nie byle kim – to doktor nauk fizyczno-matematycznych. „Kiedy się poznaliśmy, miałam 20 lat i moim marzeniem były ładne paznokcie, wysokie obcasy i białe biuro. Byłam absolutnym kołtunem, pozbawionym jakichkolwiek ambicji politycznych. To wszystko było mi obce. Dopiero mąż pokazał mi inny świat. On ma ogromną głowę”, - przyznaje Czirikowa. W ich rodzinie wszystko jest w porządku, panuje pełna harmonia i swoją walkę o Las Chimkinski wiodą we dwoje, po prostu on – mózg, a ona – dusza tej walki.
Oni we dwoje to odpowiedź na pytanie, jak rodzą się podobni społeczni aktywiści. Nieoczekiwanie i niepostrzeżenie.
Młodsza córka Sasza jest rówieśnicą walki za Las Chimkinski. Kiedy Jewgenija była z nią w ciąży i codziennie spacerowała po lesie, zauważyła dziwne oznaczenia na drzewach. Okazało się, że przez las planuje się przeprowadzić ogromną autostradę, de facto pod oknami ich domu. Walkę o las zaczęli od kartek, które drukowali w mieszkaniu i sami rozklejali po okolicach.
http://newtimes.ru/articles/detail/25362 |
- Jestem maleńkim człowiekiem z Chimek i nie zapytano mnie o zdanie, kiedy zaczęli budować tę drogę i wyrąbywać las. Skończyłam klasę literacką i znam dobrze wszystko o maleńkim człowieku. Jestem tym samym Akakijem Akakijewiczem z gogolowskiego „Płaszcza”, którego nie spytano, ale który ma teraz Internet oraz głowę na karku. Nie rozumiem ludzi, którzy wzywają do pokory. Obecni gospodarze życia zaczną pomału – wytrzebią bogactwa naturalne, a na czym zakończą, tego ja już nie wiem, - Jewgenija mówi tak, jak gdyby znajdowała się na mityngu, - ostro, z przekonaniem i stanowczo.
Jako ów „maleńki człowiek z Chimek” Jewgenija zdołała zjednoczyć wokół siebie niemało takich właśnie „maleńkich ludzi”, których nie dostrzega władza. Kandydowała na mera Chimek, budowała barykady w lesie, broniła się przed jakimiś bojownikami w maskach, potem także przed milicją oraz OMON-em. Zwykłym mieszkańcom Chimek na jakiś czas udało się powstrzymać budowę. Zmusili władzę do tego, by rozpatrzyła alternatywne warianty położenia drogi. Ale co tam rozpatrzeć, choćby zwrócić uwagę na krzątających się gdzieś tam na dole, na ziemi, „drogich Rosjan”.
Jednak komisja państwowa wicepremierem Sergiejem Iwanowem na czele odrzuciła wszystkie alternatywne warianty budowy i rok temu wydała decyzję, iż trasa szybkiego ruchu Moskwa – Sankt-Petersburg zostanie przeprowadzona mimo wszystko przez Las Chimkinski. Wtedy właśnie Czirikowa w imieniu wszystkich miejscowych aktywistów oświadczyła: „Rozpoczynamy polityczną walkę”.
- Jestem przedstawicielką klasy średniej. Mogę kupić mieszkanie, samochód, dzieciom dać dobre wykształcenie, a sobie – dobrą opiekę medyczną. Ale powietrza kupić sobie nie mogę i emigrować z kraju nie chcę. Nie ustąpię im. Jeden raz ustąpiłam, wyjechałam z Moskwy, gdyż tam nie dało się żyć, a teraz wyrzucają mnie również i stąd. Nie chcę uciekać przez całe życie, - wyjaśnia swoje motywy Jewgenija.
Bunt maleńkiego człowieka, nawet bunt maleńkiej kruchej kobiety może przekształcić się w coś dostrzegalnego.
W marcu 2011 roku Jewgenija Czirikowa spotkała się z wiceprezydentem USA Joe Bidenem podczas jego wizyty w Rosji. Czirikowa opowiedziała mu o alternatywnych wariantach wyznaczenia trasy, proponowanych przez ekologów. Joe Biden wręczył Jewgenii nagrodę „Za odwagę” (Woman of Courage Award). W maju obrońcy lasu ponownie rozbili obóz na miejscu wyrębu i zaczęli powstrzymywać maszyny. Nawet obecnie przez całą dobę zawsze ktoś w obozie dyżuruje.
http://grani-tv.ru/tags/257/archive/5.html |
O, na przykład Andriej Tatiszczew. Powrócił do Rosji z Niemiec. Prowadzi nieduży biznes i posiada mieszkanie w Moskwie, ale kilka razy w tygodniu obejmuje wartę w obozie. W lesie czuje się człowiekiem, który robi coś naprawdę ważnego i poważnego w życiu. „Nasze doświadczenie jest wszystkim potrzebne, wszak komuś może nie wystarczyć słów, a komuś energii do obrony swoich praw”, - mówi Andriej. Ludzie z Chimek, a nawet z Moskwy, przywożą do lasu jedzenie i ciepłe ubrania. Kiedy rozmawialiśmy, przyszła jakaś emerytka. Specjalnie przygotowała bliny, a strażniczemu psu Bimowi przyniosła kości: „Weźcie, ja wszystko zrobiłam sama. I kości dobre, galaretę z zimnych nóżek sześć godzin gotowałam”. Ugościła nas blinami, pokarmiła psa i cichutko poszła do domu.
- A więc przychodzą tu i wariaci?
- Nie mamy w lesie wariatów. Wariaci się nie przyjmują, bo nie zdolni do działań systemowych. Normalny człowiek, doprowadzony do określonego stanu, może wiele zdziałać. Świat dlatego jest taki ciekawy, bo jest różny. I jestem wdzięczna wszystkim ludziom, którzy ochraniają nasz kochany las. Jaka to różnica, jak wygląda człowiek, który chroni siebie albo stanął w twojej obronie, jaka to różnica, jaka u niego twarz”, - ostro mówi Czirikowa i wspomina swojego idola – Gandiego. – Na czas walki wszyscy zapominali o swoich odemiennościach, dlatego, że jeśli nas grabią, to my wszyscy występujemy wspólnie przeciwko złodziejom i oszustom. Nie interesują mnie podziały, interesuje mnie to, co jednoczy ludzi. Prawdziwa demokracja jest wówczas, kiedy wszyscy są razem, i trzeba ufać ludziom, oni sami doskonale się zorientują i sami wystawią swoje oceny.
Latem Czirikowa zorganizowała w Lesie Chimkinskim forum obywatelskie „Antyseliger”, jako odpowiedź na akcję ruchu „Nasi”. W lesie na scenie występowali szanowani działacze społeczni. Razem z Aleksiejem Nawalnym Jewgenija była inicjatorką forum obywatelskiego „Ostatnia jesień”.
Stopniowo przywykliśmy do tego, że polityków w Rosji zastąpili biurokraci, a partie przemieniły się w kluby amatorskiej twórczości. Ale ostatnimi czasy w aktywnym życiu miejsce skostniałych polityków zajęli aktywiści obywatelscy. I w tym także jest duża zasługa tej młodej kobiety.
- Robią ze mnie obrazek zwariowanej rewolucjonistki. A ja jestem spokojna, cicha dziewczyna, 13 lat żyję w związku małżeńskim z jednym człowiekiem. Jestem zwykłym człowiekiem, jakich wielu, który zajmuje się obroną swoich praw. Znam kobiety, które walczą o normalną służbę zdrowia. Znam mnóstwo ludzi, którzy adoptowali dzieci, i teraz przyszło im walczyć z tym potwornym systemem, który nie pozwala im te dzieci normalnie wychować i może je w każdej chwili odebrać. Znam ludzi, którzy walczą o zachowanie dziedzictwa kulturowego. To całkowicie normalne rodziny. Demonizują nas. Najbardziej naturalne, co może robić człowiek, to chronić to miejsce, w którym żyje, - przekonuje Jewgenija Czirikowa.
Obecnie pochłonięta jest ideą solidarności różnych ludzi. I tylko o tym mówi:
- Najlepsze, co wydarzyło się w tym roku, - to jednoczące nas sprawy. My, obrońcy Lasu Chimkinskiego, jako pierwsi rozpoczęliśmy proces łączenia różnych ludzi. Tylko różni ludzie mogą dokonać feerii. Niemożliwym jest zrobienie czegoś olbrzymiego, poważnego przekształcenia w kraju, nie włączając w ten proces wielu różnych ludzi. Nikogo z naszego obozu nie wyrzucaliśmy, mamy tu i prawych, i lewych, wszyscy działamy wspólnie.
Oprócz pytań o zdrowie psychiczne aktywistki Czirikowej zawsze pytają o to, kto finansuje jej walkę, za jakie pieniądze żyje. Niczego nie ukrywa. Wraz z mężem utworzyli niewielką spółkę inżynieryjną, która zajmuje się ochroną aparatury elektrycznych podstacji. Mówi, że ten biznes już dawno by im zabrano, gdyby siedzieli cicho i nie sprzeciwiali się.
- Nie mogłabym zajmować się tym bez męża, gdyby on mnie nie wspierał. Znam ludzi, którzy walczą o swoje prawa. To młode rodziny. Nie pracują pojedynczo. Mój mąż jest matematykiem, analitykiem, a ja mam inny charakter i dlatego rzucam się w oczy. On jest bardzo interesującym człowiekiem, nie jednowymiarowym. Zajmuje się matematyką XXI wieku. Dużo rozmawiamy o religii i literaturze. Jest mi z nim niezwykle ciekawie. Szkoda, że moi rodzice nie są bojownikami, jak mój mąż. W zeszłym roku poszedł na zwiady do lasu i napadli na niego, nałożyli mu na głowę torbę, pobili, połamali żebra. Ale on się nie poddaje.
Jewgenija sprawia wrażenie w pełni szczęśliwego człowieka, dużo się śmieje i, wydaje się, nigdy się nie martwi: „Mam wszystko, jestem socjalnie spełniona. Niczego mi nie trzeba. Ja po prostu chcę, by mój kraj był normalny. I bardzo się boję rewolucji w Rosji. Ale jeszcze bardziej obawiam się głuchoty władzy, bo ona doprowadza do rewolucji i zwyrodnienia”. Jewgenija otwarcie przyznaje, że bywają chwile, kiedy wraz z mężem czują się zmęczeni walką, i wtedy wydaje im się, że betonowej ściany nie można przebić głową. „Ale tu ma miejsce cud!” – ona wierzy w przemiany, wierzy w cud i w to, że ten cud ludzie mogą przybliżyć sami.
Jewgenija Czirikowa, niewątpliwie, nie jest całkowicie normalna, jeśli dla porównania wziąć lękliwe życie maleńkiego człowieka.
Autor: Paweł Szeremiet.
Źródło: http://www.kommersant.ru/doc/1836774 (15.01.2012).
Data publikacji: 19.12.2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz