Wiadomości z Rosji

Znajdujesz się na blogu, który zawiera przetłumaczone przez jego autorkę, w sposób mniej lub bardziej dosłowny, artykuły zaczerpnięte z rosyjskich portali internetowych, pogrupowane w kilka kategorii, razem tworzące ciekawą, kolorową mozaikę, pozwalającą na spojrzenie na Rosję z wielu perspektyw i zafascynowanie się jej różnorodnością. Pod każdym tłumaczeniem zamieszczone jest nazwisko autora tekstu, źródło oraz data publikacji, o ile jest wiadoma. Serdecznie zapraszam do lektury bloga, w którym każdy odwiedzający z pewnością znajdzie coś interesującego.



środa, 29 maja 2013

Moskwa - "Trzeci Rzym"

To już 560 lat, jak Rosja ochrania bizantyńskie dziedzictwo, które dziwnym sposobem oddziela ją od Europy.

 

Pod koniec maja 1453 roku, ponad pół wieku temu, upadł Konstantynopol i bizantyńska cywilizacja skończyła się. Ów krach dał Moskwie nową nazwę - Trzeci Rzym - i nową ideę narodową: ochrony prawosławnej ekumeny. O tym, jak wpływa ona na Rosjan do tej pory, "Ogoniok" porozmawiał z Davidem Gzgzianem, kierownikiem katedry dyscyplin teologicznych i liturgiki Prawosławnego Instytutu Świętego Filareta, członkiem Międzysoborowej Obecności Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

 
 
- Ideologiczne hasło "Moskwa - Trzeci Rzym"  mocno związane jest z wyobrażeniami o szczególnej roli Rosji w świecie, które my teraz staramy się reanimować. Czy to dziedzictwo bizantyńskie?
 
- Upadek Konstantynopola był, oczywiście, wydarzeniem, które w ogromnej mierze ukształtowało historię rosyjskiej państwowości oraz prawosławia w rosyjskim wydaniu. Jednakże nie spieszyłbym się z uprawianiem logiki nawykowej: upada Bizancjum i Ruś przejmuje jego ideę mesjanistyczną. Po pierwsze, wątpliwa jest obecność takiej idei w samym Bizancjum. Po drugie, jeśli nawet było takie zapożyczenie, to na pewno nie liniowe, jak to się często przedstawia. Ciekawe, na przykład, jest to, że o staniu się spadkobierczynią Bizancjum Ruś nie zadecydowała sama, a za cudzą radą, przy czym podpowiedział jej to nikt inny, jak pierwszy Rzym. Albo jego kontynuator. To tam przecież przebywała druga przyszła żona Iwana III Zoja Paleolog, bratanica ostatniego bizantyńskiego władcy, która na rosyjskiej ziemi miała stać się Zofią. Bezpośrednio idea Trzeciego Rzymu, jak wiadomo, zabrzmiała w ustach mnicha Filoteusza, ale wszyscy zapominają, że był on zakonnikiem jednego z monasterów pskowskich, a Republika Pskowska dosłownie 10-15 lat przed zapisaniem tej formuły była faktycznie okupowana przez Moskwę. Z tego powodu Filoteusz, zwracając się do swojego nowego władcy, Wasyla III, dzięki idei Trzeciego Rzymu pragnął upomnieć prawosławnego monarchę, obrońcę wiary, aby był bardziej uważnym i troskliwym w stosunku do nowo nabytych terytoriów. Wreszcie należy przypomnieć, że Iwan Groźny wywodził swoją godność carską od Oktawiana Augusta, co z ideą Trzeciego Rzymu koreluje raczej słabo. Kiedy już później Piotrowi I Senat nadał tytuł Ojca Ojczyzny, znowu odtworzono tytulaturę Senatu Rzymskiego, i nawet kiedy Piotr został imperatorem, o Bizancjum wspominano najmniej. Tak więc dziedzictwo Konstantynopola nie było szczególnie interesujące z punktu widzenia naszych władców.
 
- Idea jednak została zachowana w świadomości masowej. Być może istniała ona i rozwijała się na gruncie cerkiewnym?
 
- W rzeczywistości zasięg masowy nabyła ona dopiero w okresie sowieckim i postsowieckim naszej historii. Niewykluczone, że prawdziwym głosicielem tej idei był aktor Nikołaj Czerkasow, który wygłosił znakomitą tyradę o Rzymie, występując w roli Iwana Groźnego. Widocznie tak zapadł w pamięć naszym rodakom, że imperialne hasło "Trzeci Rzym" przysłoniło sobą wszystko inne.
 
Jeśli mówić o historii cerkiewnej czy nawet duchowej, to oczywiście wpłynął na nią silniej sam moment upadku. Na przykład zrodził on bolesne pytanie: dlaczego to się stało z drugim Rzymem? Czy jest w tym jakakolwiek wina Konstantynopola? Niejednoznaczność losu Bizancjum jawnie wpłynęła na charakter konfrontacji staroobrzędowców oraz zwolenników Nikona. Ci drudzy nalegali na odbudowanie jedności prawosławnego świata i wzywali do zorientowania się na Greków, na Bizancjum, które postrzegane było jako protoplasta całego wzorca. Na co przyszli raskolnicy sensownie odpowiadali: jeśli Grecy doprowadzili do upadku, po co brać z nich przykład?
 
Rosja nie tyle starała się naśladować majestat drugiego Rzymu, co  próbowała uciec od jego losu.
 
- Strach przed upadkiem zmusza do ciaśniejszego zwarcia szeregów. Czyżby w taki sposób los Bizancjum przynaglił naszą mobilizację i przyuczył do braku otwartości?
 
- Jeśli porównać Bizancjum z Imperium Rzymskim, to łatwo można zauważyć, że to drugie było cywilizacją, zdolną do rozpowszechniania oraz eksportu swoich ideałów, podczas gdy Bizancjum koncentrowało się głównie na sobie. Ciekawe jest to, że przyswojenie prawosławia przez Ruś nie było dla Konstantynopola aktem politycznej, ekonomicznej czy kulturowej ekspansji, jemu wystarczyło, że udało się uładzić z tymi niebezpiecznymi "barbarzyńcami", którzy wciąż go niepokoili. Istotnie, po przekazaniu przez Bizancjum swojej religii Słowianom Wschodnim akty zbrojnej agresji ustały, a droga od Wariagów do Greków przekształciła się w szlak komunikacyjny przeznaczenia wyłącznie handlowego. I tyle - jak się okazało, nie było ponad to większego zamysłu: ani zakładać uniwersytety na Rusi, ani wdrażać tu naukowe prawosławie nikt nie miał zamiaru. Dlatego mówię, że mesjaństwo jako takie było dla Bizancjum obce.
 
Z drugiej strony, okresowo występujący w  rosyjskiej historii brak otwartości i związana z tym idea "specjalnej drogi" w dużej mierze różniła się od tej bizantyńskiej - zamykanie się przed światem barbarzyńców. Nawet nie patrząc na rozłam Kościoła chrześcijańskiego, Konstantynopol nigdy całkowicie nie odgradzał się od Zachodu - było to współegzystowanie konkurencyjne, z wyraźną świadomością jedności korzenia kulturowego. Rosja w pierwszej połowie XVII wieku konfrontowała się z Liwami, Polakami oraz Szwedami albo, na przykład, w czasach sowieckich poszła jeszcze dalej, wypierając się wszelkich wspólnych korzeni. Pojawiła się idea zasadniczej niezgodności cywilizacji, przy czym przeciwieństwem był tu właśnie Zachód i praktycznie nigdy Step. Ciekawe, że myśl o typach cywilizacyjnych rozwijała się w XIX-wiecznej Rosji wcześniej, aniżeli w Europie Zachodniej.
 
- Najwidoczniej jeszcze jeden wariant wymieszania różnych tradycji w naszej kulturze to połączenie zachodniej idei rozwoju i ekspansji z bizantyńską ideą ochronienia status-quo. Obie nie bardzo się ze sobą godzą, chyba że w koncepcji Trzeciego Rzymu. Czy można powiedzieć, że byliśmy niekonsekwentnymi uczniami Bizancjum?
 
- Nie byliśmy jego uczniami po dobroci. Przejęliśmy raczej na przekór, aniżeli dzięki czemuś. Jak już zauważono, Bizancjum było systemem mało skłonnym do uczenia innych. Znamienne w tym sensie są jego szkoły wyższe. Uniwersytety europejskie były dla Europy średniowiecznej nowym zjawiskiem, i władza do pewnego momentu nie wiedziała, na ile powinna je kontrolować. Z tego powodu, zwłaszcza na początku swego istnienia, przekształciły się one w "ogniska wolnomyślicielstwa". Nic powobnego w uniwersytecie w Konstantynopolu zdarzyć się nie mogło: istniał on tylko dlatego, by produkować piśmiennych urzędników dla potrzeb wewnętrznych. Kiedy zabrakło urzędników i samego Bizancjum, uniwersytety pogrążyły się w niebycie. Jak i kultura w ogóle. 1453 rok stał się dlatego nie po prostu rokiem wojskowej klęski Konstantynopolu, lecz rokiem schyłku bogatej i wspaniałej cywilizacji.

Po upadku Bizancjum świat, oczywiście, stał się biedniejszy, jednak prawie tego sobie nie uświadomił. Jesteśmy zdecydowanie bardziej  poinformowani w temacie kultury antycznej czy średniowiecznej Europy, niż Bizanjcum. Sama dyscyplina - bizantynistyka - ukształtowała się na przełomie XIX i XX wieku. Europa uznała wtedy, że Bizancjum było państwem o prawie całkowitej piśmienności, co było w tamtych czasach bezprecedensowe. Ponadto, było to państwo oryginalnego połączenia przestrzeni sakralnej z codziennością. Na przykład, wielmożne damy w osobistej korespondencji wymieniały się refleksjami na temat tego, żywot którego świętego wywiera na nich większe wrażenie estetyczne, i polecały sobie nawzajem nauczycieli z grona znanych świątobliwych. Ich mężowie przy tym "w czasie wolnym od pracy" mogli  oddawać się duchowej praktyce hezychazmu. I wreszcie, fenomen upadku imperium nadal jest słabo wyjaśniony. Teraz, kiedy tylko leniwy nie mówi, że Europa przeżywa ciężki okres związany z wymieszaniem kultur i inwazją "nowego barbarzyństwa", tragiczny przykład Bizancjum może okazać się pożyteczną przestrogą, jeśli postarać się na serio zrozumieć, co było w nim cennego, a co zgubnego. W odróżnieniu od pierwszego Rzymu, który mimo wszystko poddaje się racjonalnemu opisaniu, Bizancjum jest pełne tajemnic oraz zagadek i umie oczarowywać nawet własnych badaczy. Cywilizacja ta, niewątpliwie, zasługuje na to, aby głęboko się w nią zanurzyć, w innym wypadku to oddziaływanie, które miała ona na naszą kulturę, pozostanie przedmiotem mitotwórstwa.
 
Rozmawiała Olga Filina.

Źródło: http://www.kommersant.ru/doc/2195349?themeid=1307 (wgląd: 28.05.2013).
Data publikacji: 27.05.2013.

piątek, 24 maja 2013

Zagadka o imieniu Viktor Tsoi

A zagadkowe jest tu wszystko - jak zwykły chłopak z Leningradu został legendą rosyjskiego rocka, skąd przychodziła do niego muzyka jego piosenek, co chciał wyrazić poprzez swoje teksty, zagadkowa jest także jego przedwczesna śmierć. W trakcie ostatnich siedmiu lat fani Tsoi'a zebrali po kawałeczku okoliczności jego życia, opublikowali liczne wspomnienia o nim. Ale czy stał się dla nas przez to bardziej zrozumiały? Czy nie zagubiło się w błahych szczegółach życia Viktora Tsoi'a to, co najważniejsze - jego misja? Istnieją dowody, że przed śmiercią okrutnie dręczyło go właśnie to - ostre rozdarcie między rosnącą popularnością i niezrozumieniem jego piosenek.
 
Fot. http://viktorkino.ru/photo/11
Nie uważając swoich wywodów za jedyne słuszne, proponuję podjąć rozmyślenia, zasadzone na analizie rzędu publikacji o Viktorze Tsoi'u oraz, oczywiście, samych jego piosenek. Wśród publikacji wyodrębnię głeboki artykuł Vadima Shtepy "Elita rosyjskiego rocka", a także wspomnienia i refleksje przede wszystkim Igora Tal'kova oraz Borisa Griebiensh'ikova. 
 
Aksjomatem numer jeden jest dla mnie to, że każdy człowiek rodzi się z określoną misją. Pamiętacie, lermontowski Piechorin pisał: "... a przecież było mi przeznaczone to, co wysokie, ale nie rozpoznałem tego". Jeśli człowiek wypełnia swoje przeznaczenie, idzie swoją drogą, to zyskuje siłę, otrzymuje pomoc i nie narzeka na swój los, jakkolwiek nie byłby on ciężki. Dobrze ujął to Igor Tal'kov w piosence "Pamięci Viktora Tsoi'a":
 
"Poeci nie rodzą się przypadkiem,
Lecą na Ziemię z wysokości.
Ich życie otoczone jest głęboką tajemnicą,
Choć są oni szczerzy i zwyczajni...
Odchodzą, wypełniwszy zadanie,
Odwołują ich Wyższe Światy,
Nieznane naszej świadomości,
Wedle reguł kosmicznej gry..."
 
Według Tal'kova, Tsoi był przewodnikiem Białych Sił, wspierał z całej swej mocy tych, "którzy na nic nie czekają", których wezwała w drogę "wysoka w Niebie Gwiazda". Z każdym nowym albumem, szczególnie począwszy od "Gruppy krovi" (1988 rok), wszystko to staje się jasne. Od tamtej pory jest poetą tylko dla nich, wlewając do dusz ostatnich bohaterów gorącą i niezachwianą wiarę w to, że "To nasz Dzień - poznaliśmy go po położeniu gwiazd...".
 
 
Piosenki Tsoi'a odróżniają się tym, że nie są tworzone ręką ludzką. Nie ma w nich elementu "zbyt człowieczego", tak właściwego dla współczesnej muzyki pop. Zresztą, Tsoi mówił, że powstawanie jego piosenek jest zagadką dla niego samego: "Zaczynam grać... Potem pojawiają się jakieś słowa". Nieprawdopodobny odzew na jego twórczość Vadim Shtepa, według mnie, sensownie uważa za rezultat tego, że weszło ono w organiczny rezonans z głębinowymi motywami "zbiorowej nieświadomości", obudziło i jasno je oświetliło, to znaczy stało się uosobieniem rosyjskiej tradycji.
 
Fot. http://viktorkino.ru/photo/11
Krytyk rockowy A. Strukov, mówiąc o przedostatnim albumie KINO z 1989 roku, "Zviezda po imieni Solnce", zwrócił uwagę na to, że "orientacja na Słońce jest odwieczna w tradycji rosyjskiej, i z tego punktu widzenia całkowicie zadziwiająca jest rosyjsko-narodowa śpiewna melodia niektórych piosenek z albumu". Moim zdaniem, zadziwiająca jest melodia piosenek z ostatniego "Chyernogo al'buma", zwłaszcza "Krasno-zhyoltie dni". Jeszcze raz powtórzę unikatowe słowa człowieka, który przywiódł Tsoi'a na scenę, Borisa Griebiensh'ikova: "To, co ja znam, nie nazywa się Vitia, ani Viktor, ani Tsoi - to realność, nie mająca żadnego oznaczenia w języku. On ma inne imię, i nie należy wymawiać go ludzkimi ustami. Jak zwykle opisuje się anioły? Anioł - to postać bytu, pełniąca określoną funkcję w bycie, pierwotnie doskonała, to znaczy nierozwijająca się. I to, o czym mówię, to nie anioł, ale to postać tego typu. Ona jest doskonała dzięki naturze Wszechświata. To istota, która tak czy inaczej znajduje różne metody uosobienia. Oto co robiła grupa KINO, oto co robił Viktor Tsoi". Tego zresztą nie zrozumieli i nie mogli zrozumieć liczni działacze kultury masowej, nazywający twórczość Tsoi'a "prymitywną", poprzez ignorancję nieznający etymologii tego słowa, oznaczającego "pierwotny". Z tego powodu cała twórczość Tsoi'a przesycona jest duchem absolutu, wyrażonego w antynomiach: Lato - Zima, Dzień (Gwiaza, Słońce) - Noc, Miłość - Śmierć. Jego misją była misja samotnego romantyka i totalnego nihilisty wobec otaczającego współczesnego świata, który utracił już to, co było mu dane pierwotnie, w którym "z każdym dniem trudniej pamiętać Lato".
 
Pachka sigariet
 
Zagadkowa jest również śmierć Viktora Tsoi'a. Według słów Igora Tal'kova, "odszedł nagle. Myślę, że roluźniając się na małą chwilę, utracił kontrolę nad sobą i odkrył w ten sposób wyrwę w energetycznym polu ochronnym, przy czym zrobił to tak nieoczekiwanie, że Biali nie zdążyli zareagować, podczas gdy Czarni zareagowali natychmiast". Interesująca jest także opinia inspiratora moskiewskiego rock-kabaretu "Kardiogramma", poety Aleksieya Didurova. Uważa on, że przyczyną wczesnej śmierci Tsoi'a była próba zaaklimatyzowania się do warunków rosnącego w siłę show-biznesu. Przejawiło się to konkretnie w tym, że producentem grupy KINO został sławny Iurii Aizienshpis. Viktor Tsoi zginął na dwa tygodnie przed trasą koncertową w Japonii. Aleksiey Didurov twierdzi: "Ludzie się zmieniają, ale jedna rzecz jest trwała: jeżeli utalentowany człowiek idzie na kompromis w poszukiwaniu lepszego życia i szczęścia, jeśli on przekracza granicę - to czeka na niego wręcz coś przeciwnego od tego, czego oczekiwał. I nie ma tu wyjątków". Według Vadima Shtepy, śmierć Tsoi'a była znakiem - znakiem tymczasowego zwycięstwa Nocy, a sam rosyjski rock, zwłaszcza w osobie Tsoi'a i Tal'kova, spełniał specjalną misję obudzenia elementu bohaterskiego w zbiorowej nieświadomości.
 

Autor: Alieksandr Panichik.
Źródło: http://viktorkino.ru/articles/1/69 (wgląd: 23.05.2013).
Data publikacji: 20.10.2010.

wtorek, 21 maja 2013

Wywiad z Viktorem Tsoi'em

Wszyscy, którym kiedykolwiek przyszło robić wywiad z Viktorem Tsoi'em, na pewno zgodzą się z tym, że było to nielekkie zadanie, nawet dla najbardziej doświadczonych dziennikarzy. Tsoi, jak wiadomo, należał do tego grona muzyków, którzy uważali, iż całkowicie wyrażają siebie w swojej twórczości - nie ma potrzeby uzupełniać czy objaśniać, - i dlatego na najbardziej zawiłe pytania można było otrzymać w najlepszym wypadku lakoniczną odpowiedź. Tym właśnie, sądząc po wszystkim, tłumaczyło się prawie zupełny brak wywiadów z Tsoi'em na stronach tak oficjalnych, jak i niezależnych gazet.
 
Okazją do przeprowadzenia niniejszego wywiadu były rezulataty niedawnych badań socjologicznych, przeprowadzonych na zlecenie gazety RIO: KINO zostało nazwane najlepszą grupą sezonu 1986/1987 oraz najlepszą grupą 1987 roku. Rozmowa zaczęła się żywiołowo i w takim też tonie była kontynuowana; nie dotyczyła ona żadnych globalnych kwestii związanych ze światem rocka. Być może wywiad ten pomoże komuś lepiej wyobrazić sobie wewnętrzny świat tej bodaj czy nie najbardziej popularnej grupy LenRocka. Być może, komuś wyda się on nadto prostolinijnym i niegłębokim. Być może... Ale zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, - jeżeli ktoś umie, niech zrobi to lepiej.
 
Ze strony RIO w rozmowie wzięli udział: A. Astrov (Kujbyszew), V. Andriejev, A. Burłaka, G. Kazakov (Kazań). Wszystkim dziękujemy!
 
- Vitya, pierwsze pytanie będzie takie. Zgodnie z badaniami ekspertów, które miały miejsce w Leningradzie, grupa KINO jest absolutnym liderem radzieckiego rocka jednocześnie w dwóch kategoriach - sama grupa została nazwana nalepszą grupą roku, a piosenka "Sliedi za soboy", odpowiednio, najlepszą piosenką roku. I wszystko to nie bacząc na to, że u was w Leningradzie w zeszłym roku daliście tylko dwa koncerty. Jak możesz wyjaśnić ten fenomen?

Fot. http://ps-popular-music.blogspot.com/
2007/08/remembering-viktor-tsoi.html
- Nie wiem... Dla mnie dziwne jest tylko, że to "Sliedi za soboy". Ta piosenka nie wchodzi do żadnego albumu. A dlaczego tak - ja nie wiem. Myślę, że dużą rolę odegrał nowy album ("Gruppa krovi" - red.). Inaczej jest to po prostu niezrozumiałe.
- Jak ty sam oceniasz ten album?
- Na pewno jest on lepszy od pozostałych. We wszystkim, i jest aktuaniejszy. Ale jest w nim też bardzo dużo usterek. My może i chcieliśmy go przerobić, ale potem pomyśleliśmy i zdecydowaliśmy, że jeśli by nieustannie przerabiać wciąż te same piosenki, to... Wiadomo co....
- Sami go nagraliście?
- Nagraliśmy sami, w okropnych warunkach, właśnie na taki magnetofon jak wy macie, trochę może lepszy, ale też na takie kasety.
- Czym spowodowane jest to, że ostatnimi czasy KINO tak rzadko występuje?
- Tym, że grałem w filmie. To zajęło mnóstwo czasu i dlatego nie było możliwości, by koncertować. Przyjeżdżałem do Leningradu tylko od czasu do czasu. Najdłużej - na dwa tygodnie. I całe te dwa tygodnie dokańczaliśmy album. Dokończyliśmy, i od razu w ten sam dzień wyjechałem.
- Może opowiesz trochę o tym filmie?
- No, nie wiem... Myślę, że niedługo się pojawi...
- A w ogóle zapowiada się ciekawie?
- (Długie milczenie) Bardzo mi ciężko tak jednoznacznie odpowiedzieć.
- Czy ma on jakiekolwiek odniesienie do rocka?
- Nie, żadnego. Oprócz muzyki. Ale cała muzyka jest za kadrem - w kadrze nie śpiewam.
- Dużo jest w filmie muzyki?
- Nagrałem pół godziny. Ile wejdzie do filmu - nie wiem.
- Kto jeszcze tam występuje?
- Pietia Mamonov.
- On też śpiewa?
- On też nie śpiewa. My tam nie śpiewamy. Jesteśmy aktorami.
- Jaki będzie tytuł filmu?
- Myślimy wciąż o tym - nie możemy wymyśleć.
- Kogo grasz w tym filmie?
- Gram główną rolę - dlatego zabrało to tak dużo czasu. Jestem tam dokładnie taki, jak tu. Nawet tak samo ubrany... No, bohater prawdziwy, pozytywny... Trochę chamowaty, to prawda, ale przy tym, sądzę, że nawet sympatyczny.
- W związku z tym, że tak dawno nie dawaliście koncertów pojawiły się słuchy, że KINO się rozpadło. Chcielibyśmy, abyś uspokoił naszych czytelników.
- Nie, to oczywiście nieprawda. Sytuacja była taka, że dużo mnie kosztowało, by przyjechać do Leningradu, kiedy Iurik (Kasparian) wyjechał na dwa miesiące do tej swojej Ameryki - znowu nie możemy funkcjonować. Jedyne, co zdążyliśmy, to zagrać cztery koncerty na tej "Assie" w Moskwie.
- Mógłbyś określić koncepcję KINO jako grupy? Na przykład, pisaliśmy w naszej gazecie, że KINO przypomina dobrze nastrojony aparat, gdzie wszystkie części są dograne i idealnie pasują do tego aparatu.
Fot. http://albanadamsview.blogspot.com/
2010/06/viktor-tsoi-kino-russian-rock-icon.html
- No ja mogę oczywiście powiedzieć, że KINO to obraz życia i tak dalej... (Ogólny śmiech)
- Ale w innych "obrazach życia" pojawiają się jakieś wewnętrzne zadrażnienia, może i nawet konflikty, tarcia. U was też? Przynajmniej z wyglądu KINO wywołuje wrażenie absolutnie idealnego mechanizmu.
- Zawsze są konflikty, bo wszyscy są przecież leniwi bardzo i więcej chcieliby się bawić, aniżeli pracować.
- Vitya, jak ty myślisz, czego jest więcej w waszej muzyce: spontaniczności czy przemyślenia?
- Nie wiem. Mamy wszyscy w grupie jakąś taką intuicję - kiedy przychodzę i pokazuję nową piosenkę, zaczynamy rozmawiać na jej temat - co powinien grać bas, co gitara i tak dalej. I kiedy, na przykład, Iurik proponuje taką i taką partię, na ogół rozlega się kilka głosów - "fajnie!", "kicha!", "nie będziemy tego grać!". Po prostu staramy się zrobić tak, żeby wszystkim nam się spodobało. Ale na razie nie zawsze się udaje.
- Jak wyjaśnisz widoczny postęp Iury jako gitarzysty? Bardzo rzuca się w oczy.
- Nie wiem. Ja, jak tylko się poznaliśmy, od razu wiedziałem, że jest to człowiek, który myśli w ten sam sposób. Jedyne co, on wtedy nie bardzo umiał grać, ale to nic nie znaczyło... Jest niezwykle melodyjny, on naprawdę się rozwija.
- Dlaczego w takim razie zaistniała potrzeba, aby wprowadzić do składu grupy jeszcze jednego gitarzystę - Iuriya Boricova?
- Po prostu się zaprzyjaźniliśmy... To naprawdę bardzo ważne: kiedy jest gitara, gitara basowa i perkusja - grupa dobrze brzmi, i dlatego ja sam niekiedy brałem gitarę, choć trudniej mi występować na koncertach z gitarą - trzeba wtedy bardziej statycznie. Dlatego potrzebny był drugi gitarzysta.
- Jak dalej będzie się rozwijał sojusz KINO z Kurechinem z jednej strony i sojusz POPMECHANIKI i KINO - z drugiej?
- Trudno przepowiedzieć, jak to się będzie dalej rozwijało. Na razie nie wiem.
- Czy wpływ na nazwę KINO miało słowo "wino"? Na ile przypadkowe jest współbrzmienie tych dwóch słów?
- Z pewnością miało wpływ. Podświadomy.
- Skąd wzięło się słowo "boshetunmai"? Sam wymyśliłeś?
- Nie, nie sam. Jest kilka różnych wersji powstania tego słowa.
- Jaka jest u ciebie?
- Klasyczna. Po prostu takie ot magiczne słowo.
- Czego słuchasz obecnie z muzyki zachodniej?
- Wyłącznie muzyki rozrywkowej. Wcześniej słuchałem niezależnych grup. Wszystkie one takie jakieś nudne są. A jak pokazała praktyka, niezależność grupy nie zawsze idzie w parze z dobrą jakością. Nie wiem, w rzeczywistości nie widzę teraz niczego wyjątkowego i interesującego w muzyce zachodniej. Nie umiem sobie przypomnieć nazwy ani jednej nowej grupy.
- Każda rock-kultura - bitnicy, hipisi, punki - istnieje powiedzmy około dziesięciu lat. Teraz, w 1988 roku, pokolenie zaczynające z Sex Pistols w 1977 roku w Anglii całkowicie się już zużyło. Wszystko, co mogło się w tej dziedzinie rocka pojawić - pojawiło się i rozwinęło. Nadchodzi czas na coś nowego. Jak wyobrażasz sobie to nowe? Widzisz tego jakieś zaczątki?
- No, nie wiem. Teraz na razie nie widać choćby najmniejszych "plusknięć" w tym temacie. Dla mnie niezrozumiałym jest co innego: dlaczego w 1990 roku nasze grupy starają się być podobne do punków z 1975, albo jeszcze gorzej - zaczynają grać hard. Po co wybierają sobie analogi i pierwowzory? Właśnie to jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe.
- A ty nie chciałbyś, aby pojawiły się grupy podobne do KINO?
- Nie. Ja bym chciał, żeby pojawiły się grupy niepodobne do nikogo, żeby wszystkie one były różne.
- KINO to teraz niemal jedyna w Rosji grupa, której piosenki można zaśpiewać...
- Nie jedyna. Proszę, Kalinov Most - grupa mi się od razu spodobała właśnie dlatego, że jej piosenki można zaśpiewać.
- A w Leningradzie?
- Według mnie, Kostya Kinchev pisze piosenki, które można zaśpiewać. W każdym bądź razie, kiedyś pisał - dawno go już nie słyszałem.
- Jak odnosisz się do tego, że w Leningradzie ostatnimi czasy narodziła się tendencja do pojawiania się grup, w twórczości których mało jest muzyki, ale za to dużą uwagę przykłada się do społeczno-politycznej tematyki piosenek?
- A to właśnie zawsze mnie po prostu drażniło. Może i tak trzeba, ale mnie to się bardzo nie podoba. Nie podoba mi się, że grupy się tak jakoś wymieniają. Istnieje i powieść i artykuł w gazecie. Artykuł na przykład o "Siedmiu Symeonach", którzy porwali samolot. Wszyscy go teraz czytają, wyrywają sobie nawzajem gazetę z rąk. A jest przecież i powieść. Powieść - dzieło artystyczne, a artykuł w gazecie to artykuł w gazecie. I właśnie, wydaje mi się, w ostatnim czasie pojawiło się dużo grup, zwłaszcza w Leningradzie, które z jakiegoś powodu zajmują się publikacją, a nie pisaniem piosenek.
- Posłuchaj, a tobie nie zdaje się, że wszystko to skutek tego, że miał tu miejsce skok od estrady radzieckiej do konceptualnego rocka, przy pominięciu normalnej muzyki pop. Najlepszymi na to przykładami są: "Vos'miklassnica" czy "Kogda tvoia devushka bol'na"...
- Nie wiem. Osobiście staram się robić właśnie muzykę pop, a nie rock.
- A nie boisz się, biorąc pod uwagę dzisiejszą koniukturę, oznajmiać, że Viktor Tsoi zajmuje się muzyką pop?
- Tak, zajmuję się muzyką pop. Muzyka powinna obejmować wszystko: powinna, kiedy trzeba - rozśmieszać, kiedy trzeba - bawić, a kiedy trzeba - skłaniać do refleksji. Muzyka nie powinna tylko i wyłącznie nawoływać do zniszczenia Pałacu Zimowego. Powinno się jej słuchać.
- Jak oceniasz TELEVIZOR w tym kontekście? Co kieruje Borzikinem - chęć wykorzystania sytuacji, liczenie na szybki sukces, czy to idzie prosto z jego serca?

Kogda tvoia devushka bol'na

- Wszyscy to pamiętają: Borzikin zaczynał od piosenek. Potem zadziwił wszystkich swoją śmiałością, dokonał rzędu czynów heroicznych, śpiewał nielegalne piosenki i tym podobne. To oczywiście było sympatyczne, również dla mnie, ale przy tym trochę te pieśni przeorał. One stały się podobne trochę do tych gazetowych artykułów. A u nas? "Kogda tvoia devushka bol'na" - w tej piosence jest żart i najprostsze rymy, typu "kino" - "vino" - i nic poza tym.
- A nie zauważyłeś, że w niektórych twoich piosenkach pojawiają się inne, często zupełnie błędne interpretacje? W piosence "Pieriemien" - piosence w sumie osobistej, napisanej dla samego siebie - narodziło się inne ujęcie, przekształcające ją w wezwanie typu "Dajcie szansę pokojowi". Nie to żeby ona zaszkodziła grupie, po prostu wśród ludzi, którzy jej wcześniej nie znali, utworzył się niejako stereotyp własnego bohatera, obcy grupie KINO.
- W ogóle to tak. Jak tylko zaczęła się jawność - wszyscy zerwali łańcuchy i zaczęli mówić prawdę. To było bardzo popularne. A w naszych piosenkach nie ma żadnych sensacyjnych ujawnień, ale ludzie mają zwyczaj starać się i tu znajdować coś takiego. I w rezultacie "Pieriemieny" zaczęły być odbierane jak gazetowy artykuł o pierestrojce. Chociaż piosenkę tę napisałem dawno, kiedy jeszcze nawet mowy nie było o jakiejś pierestrojce, i zupełnie nie miałem na myśli jakiś tam pierestrojek. Oczywiście, niezbyt dobrze się stało, ale myślę i mam nadzieję, że ostatecznie wszystko znajdzie swoje miejsce.
- Jakie są związki z telewizją? I, w szczególności, jak podoba ci się piosenka "Voyna" w przekładzie "Vzgliad" jako ilustracji dla Afganistanu?
- Próbowałem parę lat temu związać się z telewizją - nagraliśmy piosenkę pt. "Fil'm". Potem zrobili piosenkę "Vojya". One są do siebie podobne, jak bracia bliźniacy. Obejrzeliśmy te nagrania i wtedy postanowiłem, by nigdy więcej nie mieć nic wspólnego z telewizją.
- Wasze nagrania są jeszcze w telewizji?
- Istnieje piracki zapis z jakiegoś akustycznego koncertu "Aliuminievykh ogurcov". Wydaje mi się nawet, że jest czarno-biały. Jeszcze piosenka "V nashikh glazakh" leży, czeka. Ale teraz mówią mi: "Zmieniliśmy się, teraz pracują dla nas profesjonaliści, wszystko jest u nas cudowne, zrobimy jakiś klip - po prostu." Dopiero co nagraliśmy w Moskwie dwie piosenki, ale najprawdopodobniej to będzie to samo, co wcześniej. I dlatego nie chcę mieć na razie z nimi nic wspólnego. A co się tyczy przekładu "Vzgliad" - no i co ja mogę z nimi zrobić? Jedynie odnieść się do tego z dużym humorem.
- Jak oceniasz występ KINO w filmie "Rock around the Kremlin"?
- Niczego sobie. Jest tam taki zdrowy element burdelu.
[...]
- Od dawna malujesz obrazy?
- Od dawna.
- Dużo już namalowałeś?
- Dość dużo.

Fot. http://www.pravmir.ru/deti-minut
-ili-pismo-svyashhenniku-o-kulture/
- Wysoko je cenisz?
- Bardzo.
- Zaliczyłbyś sam siebie do kręgu "nowych malarzy"? Wszak twój obraz mocno odróżnia się od wszystkich pozostałych na wystawie w DK Svierdlova, jest zupełnie inny.
- Nie wiem. Na prośbę przyjaciół oddałem jeden obraz na wystawę i boję się o jego bezpieczeństwo. To żart.
- Jakie obrazy najbardziej lubisz malować?
- Niekiedy maluję bardzo realistyczne obrazy. Uczyłem się rysować dziesięć lub jedenaście lat, dlatego umiem to robić. Znam anatomię, wiem jak pada światło i tak dalej. Niekiedy maluję obrazy zbiorowe, jak "Istoriya lyubvi", która wisi właśnie w DK Svierdlova. Obrazy zbiorowe podobają mi się bardziej, jak każda rzecz, która ma mniejszy związek ze sztuką akademicką.
- Istnieje taki termin "neoromantyzm". Jak uważasz, na ile istotny, na ile ważny jest ten przedrostek "neo", po pierwsze - dla kierunku ogólnie, a po drugie - dla prac KINO?
- Myślę, że zupełnie nieistotny. To po prostu kolejna etykietka. Ja zawszem byłem bardzo romantycznym chłopakiem, ale nigdy siebie w żaden sposób nie nazywałem.
- Czytujesz jakiekolwiek rock-gazety?
- Czytuję je z przyjemnością, kiedy wpadają mi w ręce, ale z jakiegoś powodu ostatnimi czasy rzadko do mnie trafiają.
- A jaki jest twój osobisty stosunek do "Melodii"?
- Jeszcze gorszy aniżeli do telewizji, dlatego że to piractwo. Wydają płyty grupy KINO bez jakiejkolwiek naszej zgody, to znaczy w związku z wypuszczeniem płyty ("Noch'" - red.) nie mieli z nami w ogóle nic wspólnego. Przeczytałem w jednej z gazet, że wychodzi nasz album. Nie wiem, dlaczego w naszym kraju firma państwowa może wydawać płyty bez zgody i bez jakiejkolwiek wiedzy autora, może załatwić sobie to, co chce, napisać, co wygodnie. Naprawdę zupełnie nie rozumiem, jak to wszystko jest możliwe.
- A spółdzielnie to też piractwo?
- Pełne piractwo. Nie mam żadnego związku z rozpowszechnianiem nagrań grupy KINO. Jedyne, co zrobiliśmy, to nagraliśmy album. Skończyliśmy nagrywać album i dosłownie następnego dnia wyleciałem do Ałma-Aty. Wróciłem, przeszedłem się po mieście i zobaczyłem w sprzedaży płyty KINO "Gruppa krovi". Przyjechałem do Leningradu - tam też to samo na każdym rogu, na każdym stoisku. A według badań gazety "Smiena" album zajmuje pierwsze miejsce... I wszystkie spółdzielnie wydawnicze mówią, że najwięcej nagrywająca grupa to KINO. No, myślę sobie, jak to wszystko cudownie.
- A które ze środków masowego przekazu uważasz za najważniejsze w odniesieniu do rocka? To znaczy, co dla nas wszystkich jest bardziej istotne oraz potrzebne: radio w stylu rock'n'roll, telewizja czy gazety rock'n'rollowe?
- Telewizja jest bardzo ważna. I bardzo szkoda, że kuleje. Telewizja - najważniejsza. Dlatego, że materiał w gazecie, to materiał w gazecie. Radio - też, ale jakość tam jest przeciętna. A telewizja - tu jest oddziaływanie audiowizualne. Telewizja może dać najpełniejsze przedstawienie.
- Spotykałeś się gdziekolwiek, w jakimkolwiek mieście z wrogością wobec waszej muzyki?
- Nigdy. Zwłaszcza w ostatnich latach. Oczywiście, w różnych miejscach bywa różnie. Bywa, że wieje i jest zimno, ale wszystko jedno, na ogół, gdy ja kończę występ, ludzie chcą słuchać jeszcze.
- Lubisz śpiewać na bis?
- Nie to, że lubię... Po prostu to dla mnie trudne.
- KINO woli grać solo czy z supportem?
- Nieważne, jest support czy nie. My po prostu na razie nie mamy możliwości stworzenia dostatecznie różnorodnego długiego programu. Na razie wystarcza na trzydzieści minut.
- Gdyby wyobrazić sobie, że KINO ma własną koncepcję skonstruowania koncertu, do czego jej bliżej - tego, żeby samemu szukać kontaktu z publicznością czy aby publiczność sama szukała tego kontaktu?
- Samemu, oczywiście.
- Takie pytanie - wydaje się, że odpowiedź będzie oczywista - które zło jest dla ciebie lepsze: całkowita obojętność publiczności czy całkowita wrogość?
- Lepiej, jeśli się nie podoba. Lepiej, jeśli drażni. Mimo wszystko to jakaś emocja, mimo wszystko udało mi się zaczepić tego człowieka. I jest mu z takiego poziomu łatwiej przestawić się na odbiór pozytywny. Taki człowiek pójdzie na koncert po raz drugi i z pewnością znajdzie coś dla siebie.
- Vitya, ty, nie wiem czy świadomie czy nie, ustawiłeś się w takim położeniu, że w zasadzie nie jesteś nikomu nic winien: zechcesz, to będziesz nagrywał, nie zechcesz - nie będziesz. To świadome?
- Absolutnie świadome.
- I nadal masz zamiar podtrzymywać taką postawę?
- Tak, oczywiście.
- A jeśli na jakimś etapie grupa KINO stanie się hamulcem na twojej drodze, ty możesz mimo wszystko w jakiś sposób realizować się inaczej - w filmach, obrazach - a pozostali członkowie KINO, nie licząc Afriki i Tikhomirozova z jego Dzhunglyami, oni w sumie są do ciebie przywiązani, w wielu przypadkach zależni od twoich pragnień.
- Całkowicie niezależni. Iura gra w Populyarnoy Mekhanike i odgrywa tam jedną z wiodących funkcji, wszyscy oni grają swoją własną instrumentalną muzykę, wszyscy też malują obrazy.
- I coś, co jeszcze chciałbym powiedzieć: ostatnimi czasy pojawiła się w prasie taka tendencja - "Viktor Tsoi i grupa KINO". Dlaczego w ten sposób?
- Nie rozumiem dlaczego. Ta tendencja zupełnie mi się nie podoba, i chciałbym, aby tak nie było. Wszystko robimy razem i nie należy przeprowadzać rozdzielenia.

 

Autor: Brak danych.
Źródło: http://www.kinoall.info/chutyo.php- (wgląd: 19.05.2013).
Data publikacji: Brak danych.

środa, 15 maja 2013

Historia grupy "KINO"

Mam zamiar zrealizować wreszcie plan, który od dłuższego czasu chodził mi po głowie - tekstem tym chcę rozpocząć całą serię artykułów na temat absolutnie genialnej rosyjskiej grupy "KINO" oraz jej charyzmatycznego wokalisty - Viktora Tsoi'a. Ich muzykę polecam z czystym sercem każdemu miłośnikowi rocka. Dla tych niezaznajomionych jeszcze z ich twórczością, acz ciekawych, zamieszczam w tekście klipy. Warto posłuchać. To legenda po dziś dzień.

 
Fot. http://vitya-tsoy.ru/24foto.html
W popularności leningardzkiej grupy "KINO" jest coś niezrozumiałego - i, oczywiście, sukces, sława, masowe uznanie, które, jak to zwykle bywa, przychodzi do wykonawcy po "rozpryśnięciu się" jego aktywności twórczej, przyszły do grupy wtedy, kiedy, można powiedzieć, istniała ona już tylko w wyobraźni fanów. Prime time dla "KINO" zaczął się wiosną 1988 roku, kiedy grupa całkowicie zniknęła ze sceny muzycznej: nie występowała, nie robiła prób, a jej członkowie byli zajęci realizacją własnych planów artystycznych. Okazało się, że zupełnie przypadkowo znaleźli trochę czasu i zakończyli pracę nad znajdującym się już od pół roku w stanie "półfabrykatu" albumem "Gruppa krovi". To właśnie on stał się katalizatorem wybuchu "KINOmanii".

KINO - Zakroy za mnoy dver'

A wszystko zaczęło się jesienią 1981 roku, gdy z resztek dawno zapomnianych już grup "Piligrim", "Abzac" oraz "Pałata nomer 6" utworzyło się trio "Garin i giperboloidy". Parę miesięcy później skład ograniczył się do duetu, a nazwa przekształciła się w "KINO" - w tym czasie duet tworzyli Viktor Tsoi i Aleksiej Rybin. Wystąpili oni w Rock-klubie, wiosną następnego roku debiutowali na jego scenie przy aktywnym udziale muzyków z grup "Akvarium" i "Zoopark", nagrali płytę o nazwie "Sorok piat'", czasem wyjeżdżali z Moskwy i przepadali na cały rok. Potem wystąpili jeszcze parę razy - w pięcioro - po czym niespodziewanie grupa się rozpadła. W maju 1984 roku "KINO" pojawiło się ponownie. Viktor Tsoi (gitara, wokal), Jurij Kasparian (gitara), Aleksandr Titov (bas) i Gieorgij "Gustav" Gurianov (perkusja) w ciągu kilku miesięcy przygotowali nowy program i niczym "czarny koń" wyszli na scenę jedenastego leningradzkiego rock-festiwalu. Z miejsca stali się prawdziwą sensacją oraz jednym z głównych odkryć tego przeglądu.
 
KINO - Krasno-zheltye dni
 
Tytuł laureatów Rock-klubu "KINO" otrzymywali jeszcze dwukrotnie - w 1985 i 1987 roku. Jesienią 1984 roku Titova zastąpił Igor Tichomirov - gitarzysta basowy kapel "Dżungla" oraz "Pop-Mechanika". Od tej pory skład grupy - jeśli nie liczyć epizodycznego pojawiania się różnych gitarzystów, klawiszowców i perkusistów - pozostał niezmieniony. Piosenki "KINO" przyciągały słuchaczy obfitością świeżych melodycznych rozwiązań, a wspaniała zespołowa gra pozwalała mówić o kapeli jako o prawdziwym wzorze rock-grupy. W tekstach Tsoi'a - a właśnie on był autorem praktycznie całego repertuaru "KINO" - romantyczne i wzniosłe obrazy mieszały się z wyjątkowo realistycznymi elementami zaczerpniętymi z natury, odzwierciedlającymi świat wewnętrzny młodego człowieka. Można więc znaleźć tu i dobry humor, a niekiedy i żrącą ironię, która w ogóle charakterystyczna była dla poetyckiego języka Tsoi'a. W znacznie już późniejszych utworach grupy dało się zauważyć "wydoroślenie" ich podmiotu lirycznego, odejście od naiwnego opisywania życia codziennego podwórek i bram, zwrot w kierunku zdecydowanie poważniejszych problemów, hasła aktywnego działania, moralnej odnowy. Po sukcesie albumu "Gruppa krovi" i wyjściu na krajowe ekrany filmu S. Sołoviova pt. "Assa", w którym pojawienie się na krótko grupy "KINO" było być może nawet najbardziej znaczącym momentem całego obrazu, kapela otrzymała niejako drugie życie. Wskrzeszona została aktywność koncertowa, miały miejsce pełne sukcesów tournee po kraju, jak i za granicą - w szczególności w Danii, gdzie grupa wzięła udział w charytatywnych akcjach ruchu "Next Stop", we Francji, gdzie "KINO" wystąpiło na jednym z większych rockowych festiwali w Le Bourget oraz na corocznym festiwalu radzieckiego rocka "Znowu w ZSRR" we Włoszech. Oprócz filmu "Assa" grupa wystąpiła także w obrazie "Rock" A. Uczitelia i w "Gorodie" A. Burcieva, a Viktor Tsoi z sukcesem zagrał główną rolę w specyficznym filmie R. Nurgmanova pt. "Igła". W 1989 r. płyta "KINO" wydana została we Francji.

KINO- Spokoynaya noch'
 
 15 sierpnia 1990 r. Viktor Tsoi zginął w wypadku samochodowym. W styczniu 1991 r. "Melodia" wypuściła "pośmiertny" album "KINO", dopracowany w studiu przez muzyków grupy na podstawie roboczych notatek Tsoia, spisanych na kilka dni przed jego śmiercią.


Autor: Brak danych.
Źródło: http://vitya-tsoy.ru/hist.html (wgląd: 15.05.2013).
Data publikacji: Brak danych.

poniedziałek, 6 maja 2013

Sojusz syberyjskich szamanów

Szamani całej Syberii chcą się zjednoczyć. W Ułan-Ude rozpoczęła się jedna z większych w ostatnich latach MIędzyregionalna Naukowo-Praktyczna Konferencja pt.: "Współczesny stan szamanizmu etnicznej Buriacji". W jej pracach weźmie udział ponad 50 szamanów z Obwodu Irkuckiego, Buriacji, Jakucji oraz Kraju Zabajkalskiego.
 

Fot. http://cool.baikal24.ru
Organizatorami konferencji są: międzyregionalna religijna organizacji szamanów "Tengeri", komitet do spraw stostunków międzynarodowych i rozwoju inicjatyw obywatelskich przy administracji władz Republiki Buriacja oraz władze tejże republiki. Na koniec konferencji zaplanowano utworzenie wspólnej organizacji szamanów Rosji z centrum w Ułan-Ude. Jak ogłosił przewodniczący zarządu organizacji "Tengeri", naczelny szaman Banir Cyrendorżiew, celem konferencji jest podjęcie decyzji w sprawie kilku pilnych kwestii dotyczących rozwoju współczesnego szamanizmu i dlatego propozycje, złożone przez uczestników, zostaną uwzględnione podczas tworzenia wspólnego Scentralizowanego Religijnego Stowarzyszenia Szamanów w Ułan-Ude.
 
Przypomnijmy, że dzisiaj Buriacja jest jednym z większych w Rosji regionem buddyjskim, a także większą pod względem liczebności staroobrzędowców wspólnotą "siemiejskich". Teraz dołączy do tego również status centrum szamanizmu Rosji.

Ogólne informacje nt. szamanizmu syberyjskiego - TUTAJ
Szamanizm w Jakucji - TUTAJ
Muchomory w tradycji ludów Syberii - TUTAJ
 


Autor: Brak danych.
Źródło: http://cool.baikal24.ru/page.php?action=showItem&type=news&id=124309 (wgląd: 6.05.2013).
Data publikacji: 19.04.2013.