Wiadomości z Rosji

Znajdujesz się na blogu, który zawiera przetłumaczone przez jego autorkę, w sposób mniej lub bardziej dosłowny, artykuły zaczerpnięte z rosyjskich portali internetowych, pogrupowane w kilka kategorii, razem tworzące ciekawą, kolorową mozaikę, pozwalającą na spojrzenie na Rosję z wielu perspektyw i zafascynowanie się jej różnorodnością. Pod każdym tłumaczeniem zamieszczone jest nazwisko autora tekstu, źródło oraz data publikacji, o ile jest wiadoma. Serdecznie zapraszam do lektury bloga, w którym każdy odwiedzający z pewnością znajdzie coś interesującego.



wtorek, 26 listopada 2013

Spotkanie Putina z papieżem Franciszkiem

Spotkanie miało miejsce za zamkniętymi drzwiami. Według planów papież i rosyjski prezydent omówić mieli problem syryjski. Warto zaznaczyć, że Putin, będąc głową państwa oraz szefem rządu,  spotkał się z już trzecim z kolei zwierzchnikiem Kościoła katolickiego.
 
Fot. http://www.gazeta.ru/social/2013/11/25/5769957.shtml
Prezydent Władimir Putin przyleciał z dwudniową wizytą roboczą do Włoch. W poniedziałek (25 XI 2013) w Rzymie rozmawiał z prezydentem Włoch Giorgio Napolitano, a we wtorek - w Trieście z premierem Enrico Lettą. Oprócz tego, prezydent Rosji w poniedziałek wieczorem po raz pierwszy spotkał się z papieżem Franciszkiem.
 
Jak podaje "Interfax", spotkanie w cztery oczy Putina i głowy Stolicy Apostolskiej odbyło się w sali biblioteki watykańskiej, gdzie zwykle mają miejsce rozmowy na wysokim szczeblu. Ta rozmowa trwała trochę ponad pół godziny, po czym prezydent Rosji przedstawił papieżowi członków delegacji rosyjskiej i podarował mu ikonę Matki Bożej Włodzimierskiej. Z kolei papież Franciszek podarował Putinowi majolikę z wyobrażeniem watykańskich sadów.
 
Jednym z głównych tematów podczas spotkania, jak podawano wcześniej, było uregulowanie konfliktu w Syrii. Przypomnijmy, że papież przed szczytem G20 w Sankt-Petersburgu skierował do jego uczestników list, w którym wystąpił przeciwko siłowemu rozwiązaniu syryjskiego problemu. Wezwał też wtedy władze wszystkich krajów do znalezienia możliwości okazania pomocy humanitarnej osobom, które ucierpiały w trakcie konfliktu, a także zaprzestania prowadzenia konsultacji nad wariantami interwencji zbrojnej.
 
"Rosja i Stolica Apostolska opowiadają się za ochroną priorytetu międzynarodowo-prawnych i zasad moralnych w trakcie rozmów międzypaństwowych. Przewidywana jest "synchronizacja zegarków" w kwestii dalszej konsultacji w ramach organizacji międzynarodowych - ONZ, Rady Europy, OBWE. Oczekuje się, że szczególna uwaga zostanie skierowana na ochronę dziedzictwa chrześcijańskiego w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie", - powiedział pomocnik prezydenta Jurij Uszakow.
 
Przed spotkaniem Putina z papieżem Franciszkiem niektórzy eksperci przewidywali, że może ono również dotknąć kwestii stosunków między Watykanem a Rosyjską Cerkwią Prawosławną. Po spotkaniu Putin podjął rozmowy z sekretarzem Stolicy Apostolskiej Pietro Parolinem.
 
Po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych między Rosją i Watykanem Putin w 2000 i 2003 roku spotykał się z Janem Pawłem II i w 2007 roku - z Benedyktem XVI. Ani razu jednak nie zaprosił żadnego papieża do Rosji.
 
W połowie listopada Rosję odwiedził arcybiskup Milanu Angelo Scola, który został przyjęty przez patriarchę Kiryła. Rozmawiali na temat problemów chrześcijan na świecie. "Wyrażam głęboki niepokój w kwestii sytuacji chrześcijan na świecie, i to nie tylko tam, gdzie cierpią oni fizycznie, tak jak na przykład na Bliskim Wschodzie, w Afryce i Azji, ale także tak, gdzie mają miejsce ukryte naciski na chrześcijan pod hasłami tolerancji i multikulturalizmu - gdzie usuwane są chrześcijańskie symbole, gdzie zabrania się używać wyrażenia "Boże Narodzenie", a ludziom nie wolno przyjść do pracy z krzyżykiem na szyi, jakoby dlatego, że obraża to ludzi niewierzących i wyznających inne religie. I przy tym widzimy, jak ludzie niewierzący otwarcie realizują swój pogląd na świat, w tym także zapełniając całą przestrzeń informacyjną tą filozofią życia, która w żaden sposób nie jest związana z wiarą", - mówił na spotkaniu patriarcha.

Czytaj także o spotkaniu Medwiediewa (jako prezydenta) z papieżem Benedyktem XVI - tutaj.
 
 
Autor: Elena Muchametszina.
Źródło: http://www.gazeta.ru/social/2013/11/25/5769957.shtml (wgląd: 26 XI 2013).
Data publikacji: 25 XI 2013.
 

sobota, 2 listopada 2013

Babciny patrol

W Kałudze powstał Oddział ochotniczej narodowej drużyny. Prawie wszyscy jego członkowie - "damy po 80-ce".

 
 
W gabinecie dzielnicowego posterunku policji "Olgovka" wszystko urządzone tak, jak być powinno: ikona, popiersie Lenina, kukła Maslenicy i rogi jelenia. To tutaj zbiera się pierwszy w Rosji oddział narodowej drużyny weteranów pracy - 11 ochotników, którzy postanowili zaprowadzić porządek w swojej dzielnicy. "Babciny patrol"- tak nazywają ich mieszkańcy. Każdego dnia o dowolnej porze babcie wychodzą na obchód: wykrywają chuliganów, rozganiają alkoholików, uczą reguł zachowywania się swawolne nastolatki. Na dyżury wyruszają w 3-4 osoby. Ale najpierw - szkolenie. Krótki instruktaż od dzielnicowego i szczegółowy - od głównej drużynowej, Nadieżdy Szilinoj. "Rogi trzeba usunąć - zaczyna Nadieżda Iwanowna, dostrzegłszy, że korespondenci "Ogonioka" zerkają na ścianę. - To poważna organizacja, która zajmuje się profilaktyką wykroczeń przeciwko prawu drogą pogadanek wychowawczych z osobami łamiącymi prawo. A tu jakieś rogi i kopyta".
 

 "Straszymy chuliganów"

Drużyna została założona dopiero kilka miesięcy temu - na bazie organizacji weteranów. "Zbieraliśmy się i wcześniej, - wyjaśnia Nadieżda Iwanowna. - Obchodziłyśmy święta, śpiewałyśmy piosenki. Ale brakowało prawdziwego działania. No to postanowiłyśmy: trzeba pilnować porządku na ulicach. Właściwie to już i kiedyś to robiłyśmy, nie przechodziłyśmy obok łamiących prawo bez upomnienia, ale z legitymacjami - ono jakby solidniejsze, prawda? Dziękujemy policji i administracji miejskiej za to, że poparli naszą inicjatywę. My wszystkie aktywistki od młodości. Zawsze w szyku. Więc kto poradzi sobie lepiej od nas? Znamy tu wszystkie zakątki, wiemy kto, gdzie i z kim mieszka. Lepiej przynosić korzyść swojemu podwórku, aniżeli siedzieć na ławeczce".
 
"A patrolowo-wartowniczych usług u nas nie ma, - stwierdza dzielnicowy Władimir Swiridow. - Według planu dyslokacji powinna być, a nie ma. A tu babcie faktycznie wypełniają funkcje patrolu: obchodzą podwórka, zaułki, patrzą czy nie ma czegoś podejrzanego". Babciny oddział wykonuje obchód zazwyczaj wieczorem, od 7 do 10, i dlatego niektórym aktywistkom przychodzi przepuszczać ulubione seriale. Praca społeczna jest jednak ważniejsza.
 
"Idę - wiem po co idę, - nie bez dumy oświadcza 88-letnia Pelargia Trusowa. - Szukam łamiących prawo, zaglądam w krzaki". Pelargieja Nikanorowna to była radiotelegrafistka, przyfrontowa, jak ona sam objaśnia. Z tego powodu to właśnie do niej zwrócone jest wezwanie dzielnicowego: "Obywateli traktujemy poprawnie, nie stosujemy przemocy". Kilka tygodni temu dawna pani łącznościowiec użyła wobec ludzi siły fizycznej: przy pomocy laski starała się ściągnąć z jabłonki ucznia 5 klasy. "Przecież on łamał gałązki! - tłumaczy się drużynowa. - Jak mogłam przejść obok tego obojętnie? Przecież jestem na służbie". I choć dzielnicowy powtarza po raz kolejny: "Jeżeli zauważycie poważne naruszenie prawa, to żadnych samodzielnych ruchów. Dzwonicie do mnie, wybieracie numer na policję", emerytka jawnie chciałaby otrzymać większe pełnomocnictwo. Zresztą, ona nie tylko jako jedna z pierwszych poparła utworzenie drużyny, ale nawet zaproponowała: "A może będę wychodzić na patrol w wojskowym uniformie. Wszystko mam zachowane. Nawet kabura się ostała. Postraszymy chuliganów!"
 

"Postęp jest"


"A mi się po prostu podoba kontakt z ludźmi, - przyznaje 80-letnia Ludmiła Jugowa. - Nudno siedzieć samemu w domu, a tu rozmawiam, i słuchają mnie". Ich rzeczywiście słuchają i nawet nie rzucają mięsem w odpowiedzi. Dzielnicowy dostrzega pozytywną dynamikę: "Od tej pory jak babcie zaczęły patrolować ulice, zauważamy mniej skarg mieszkańców z powodu picia napoi alkoholowych na podwórzach. Wcześniej prawie każdego dnia dzwonili i przychodzili: "Wladimir Nikołajewicz, na placu zabaw znowu Wasiek z koleżkami się raczą". A teraz nasze drużynowe gonią tych waśkowych. I oni słuchają się, nie oponują, nadzwyczaj rzadko wchodzą w konflikt z babciami. Mimo wszystko nasi ludzie mają szacunek do wieku, nawet ci nadużywający alkoholu".

Pierwsi naruszyciele, których wykrywają tego dnia babcie to właśnie nadużywający. Na dziecięcych huśtawkach siedzi dwóch chłopaków pijących piwo. Zauważywszy babcie z czerwonymi opaskami na rękawach, chowają butelki za plecami: "Rozumiemy w czym rzecz, zaraz sobie pójdziemy". Nie mają gdzie się oddalić, chyba że na sąsiedni plac zabaw. To wiedzą i oni sami, i babcie. "Oczywiście, ludzie chcą odpocząć na świeżym powietrzu, - mówią drużynowe między sobą. - A dokąd mają iść? Przecież nie ma u nas kawiarni, ani domu kultury. To i miotają się wszyscy po krzakach i ławeczkach. Nawet i dobrzy ludzie nie mają gdzie pójść". Ale reguł gry trzeba przestrzegać, dlatego dobrzy ludzie zmieniają miejsce przebywania, a damy z dumą rozglądają się: ale my jesteśmy, co?!

Spożywanie alkoholu w miejscach publicznych - najbardziej powszechny problem, z którym spotykają się drużynowe. I kiedy obok przechodzi typ w starych spodniach od dresu i kapciach, Nikanorowna na wszelki wypadek głośno do niego mówi: "Zaraz ciebie zabierzemy!" Typ aż podskakuje ze wzburzenia: "Przecież jestem trzeźwy!" " Znamy go, - warczy emerytka. - Wiecznie pijany". Potem z zadowoleniem podsumowuje wychowawczej rozmowy: "Boi się nas. Znaczy, że jest postęp".

Kobiety nie uważają, że teraz Rosjanie piją więcej, aniżeli dawniej. Ani więcej, ani mniej - jak zawsze. Stabilizacja. Koniec końców, mężowie wielu drużynowych także byli pijący. "Mój mąż umarł dawno. Pozbyłam się, - wzdycha Pelagia Nikanorowna. - Oj pił, oj pił. O mało mu szklanką w głowę nie rzuciłam. Ja nawet wiersze na ten temat pisywałam: "Wzięła zdecydowanie szklankę, odrzuciła"".

"Gdyby nasi mężowie nie upijali się, to by żyli, - wtrąca się 87-letnia Warwara Filippowna. - Chodziliby teraz z nami, patrolowaliby. A tak to tylko baby ochraniają dzielnicę, wdowy". W grupie jest tylko jedna mężatka, najmłodsza - 65-letnia Zinaida Parfienowa. Pozostałe nazywają ją córeczką. Dziś to ona pierwsza zauważyła podejrzanych nastolatków na ławeczce. "A co ty masz takie brudne nogi? - upomniała jednego z chłopców. - Idź do domu, wymyj nogi. Przecież wiemy, że tu mieszkasz". Nastolatki podejrzanie się chichrają, a drużynowe interesują się: "A alkoholu wam w sklepach zwyczajnie nie sprzedają?" Tutaj chłopcy całkowicie już zataczają się ze śmiechu: "Nie, tylko nalewkę głogową". Tą nalewką, którą normalnie sprzedają w aptece, podchmiela się pół dzielnicy. Niedawno drużynowe wykryły jednego takiego miłośnika aptecznych nalewek - leżał w otoczeniu buteleczek. Ile by nie szarpały - nie dawał znaków życia. "Trzeba wezwać karetkę", - jak tylko kobiety wypowiedziały te słowa, mężczyzna od razu się zerwał: "N-nie trzeba!"

"Majtek nie kupisz"

Emerytki są przekonane, że w kraju powinno być jeszcze więcej takich "organów kontrolujących", wszak za parę lat może być tak, że do tych nastolatków trzeba będzie wezwać pogotowie: nalewka z głogu z triumfem kroczy po Rosji. "Potrzeba jeszcze więcej policjantów, jeszcze więcej drużyn ludowych, - mówi emerytka Jugowa. - Potrzebni nam młodzi i silni wolontariusze". I w ogóle byłoby dobrze, żeby drużynowym dali więcej pełnomocnictw. Na przykład, mogliby prowadzić profilaktyczne dyskusje z rodzinnymi awanturnikami albo z parami, żyjącymi ze ślubem cywilnymi. "To przecież hańba, - niemal chórem wykrzykują kobiety. - Dawniej życie bez stempelka było uważane za nieprzyzwoite, a teraz jest w porządku. Tak nie wolno". A jeszcze trzeba wychowywać Rosjan w wierze prawosławnej, uważa Pelagia Nikanorovna: "Czy sama wierzę? Przecież u mnie w domu jest siedemdziesiąt pięć ikon!" Może i dlatego drużynowym tak podoba się posłanka Mizulina. "Bardzo ją wspieramy we wszelkich poczynaniach, - mówi Nadieżda Iwanowna, czemu towarzyszą przychylne okrzyki jej koleżanek. - Ten seks... Geje, śluby cywilne - niczego, żadnej propagandy nie powinno być ani w prasie, ani w telewizji. Mamy taki dobry kraj, takie szczęśliwe życie. Nie ma po co psuć tego świństwami".

Emerytura Nadieżdy Iwanowny w tym szczęśliwym kraju wynosi 10 tysięcy. "Cztery tysiące, a zimą nawet pięć idą na opłaty, - mówi emerytka. - Dwa tysiące - na lekarstwa. Za resztę żyję. Jak żyję? Tak jak wszyscy tu w drużynie - majtek nie kupisz". Pelagia Nikanorowna ma większą emeryturę: "Mam przecież frontowe... Przyfrontowe. Ale też nie rozpędzisz się za bardzo. Mieszkanie, lekarstwa, pięć tysięcy na białe kapcie odkładam każdego miesiąca... Mało co zostaje".

Ale dzisiaj, jak i wczoraj, dla tych kobiet to nie prywata jest najważniejsza. "My przecież jesteśmy aktywistki, - znowu i znowu przypominają. - Jesteśmy na wszystkich wyborach - w komisjach. Siedzimy na wszystkich spotkaniach weteranów w pierwszych rzędach. Jeśli jest jakieś przedsięwzięcie, spotkanie z posłami albo z działaczami, też tam się zjawiamy". Dlatego wszyscy, którzy nas znają, zupełnie nie są zdziwieni naszą drużynową działalnością. "Na służbę?" - z szacunkiem witają się mieszkańcy z babciami, które jak gospodynie w swoich czerwonych opaskach przechadzają się po rodzimych drogach. "Jak zwykle, -  surowo odpowiadają drużynowe. - Wszystko u was dziś w porządku? Skarg nie ma? A gdzie tam, nie trzeba wdzięczności... Ojczyzna może zdać się na nas".






Autor: Natalia Radułowa.
Źródło: http://www.kommersant.ru/doc/2253855 (wgląd: 25.08.2013).
Data publikacji: 19.08.2013.
 
 
 
 

 
 

niedziela, 16 czerwca 2013

Rosyjska matrioszka - legendy

O rosyjskiej matrioszce z trochę odmiennego punktu widzenia...

 
 
Rosyjska matrioszka znana jest każdemu, zresztą kto w dzieciństwie nie posiadał jej wśród swoich zabawek?  Później stała się ona bardzo drogą pamiątką. Na wszystkich lotniskach, gdzie znajdują się pamiątkarskie witryny z różnorodnymi prezentami dla turystów, wzrok przyciągają obowiązkowo właśnie matrioszki, no i nie tylko na lotniskach... I legend o matrioszce także powstało niemało.
Fot. http://milimili.com/main_articles/milimili.htm
W Rosji w końcu XIX wieku pojawiła się figurka buddyjskiego świętego Fukuruma z Japonii. Przedstawiała mędrca z głową wyciągniętą od poważnych rozmyślań. W środku znajdowało się pięć figurek, włożonych jedna w drugą. A potem nasz mistrz w drewnie Wasilij Zwiezdoczkin stworzył podobne figurki z drewna, a artysta Sergiej Maljutin pomalował je. Pierwsza matrioszka przedstawiała dziewczynę w pospolitym miejskim stroju, a figurek było aż osiem sztuk.
 
Zgodnie z dawną legendą imię Matriona w ogóle było bardzo popularne i rozpowszechnione, stąd widocznie i pojawiła się nazwa "matrioszka". W drugiej legendzie jak gdyby korzenie naszej matrioszki idą aż z samych Indii. Żył tam pewien mędrzec Darume (V wiek), który wzywał ludzi do zrozumienia prawdy poprzez milczącą obserwację i drewniane lalki bardziej odpowiadały temu właśnie... Ponadto istnieje zadziwiająca zbieżność imion Matriona (Matrioszka) oraz staroindyjska Matri (matka). W mitologii Indii boskie matki zawsze personifikowały siły przyrody, a liczbę Matri odliczało się od 7 do 14. Matrioszka - w istocie "matka" - funkcjonuje jako symbol rodziny i składa się z kilku figurek - dzieci, jakby w różnym wieku. Istnieją i inne legendy, związane z matrioszką. Niektóre staroindyjskie podania głoszą, iż pochodzenie figurek sięga trzeciego tysiąclecia przed naszą erą. Ile by takich legend nie funkcjonowało, matrioszka bardzo szybko stała się popularna na świecie, jako symbol rosyjskiej sztuki narodowej.
 
Fot. http://promisly.ru/nhp/semenovskaya-rospis
Jest takie wierzenie, że jeśli wypowiedzieć życzenie i włożyć do środka matrioszki karteczkę z najskrytszym marzeniem, to ono na pewno się spełni... Sama matrioszka to rosyjska kultura i filozofia, to symbol pomyślności każdej rodziny, ciepła oraz domowego zacisza. Prawdopodobnie pierwszy mistrz, który przygotował matrioszkę pamiętał i doskonale znał rosyjskie bajki. Albo inaczej... jedno schowane jest w drugim, i aby dotrzeć do prawdy należy koniecznie dojść do samego sedna, otwierając jedną figurkę za drugą. Możliwe, że tak właśnie przedstawiono prawdziwy sens życia, a wspaniała zabawka, jaką jest matrioszka, to historyczna pamięć rosyjskiego narodu. Jakikolwiek sens nie byłby powiązany z istotą tej figurki, matrioszka po dziś dzień przyciąga i raduje nasze oczy.

Więcej na temat matrioszek tutaj oraz tutaj.

Autor: Brak danych.
Źródło: http://mlynarzhevskaya.ru/matreshka-i-ee-korni-interesnye-fakty/ (wgląd: 16.06.2013).
Data publikacji: 2.11.2012.

środa, 12 czerwca 2013

Kolej Krugobajkalska

Kolej Krugobajkalską (ros. КБЖД - Кругобайкальская железная дорога) słusznie można nazwać główną osobliwością okolic Bajkału, stworzoną ręką ludzką. Jest to unikatowy zabytek architektury i sztuki inżynieryjnej, część Kolei Transsyberyjskiej oraz jedno z ładniejszych miejsc Przybajkala.
 
Il. http://baikallegends.com/kbjd.htm
Krugobajkałkę nazywa się "złotą klamrą" stalowego pasa Rosji - to najdroższa i najpiękniejsza kolej, zbudowana jeszcze w czasach carskich. Stawiali ją od 1896 do 1900 roku architekci i inżynierowie z Rosji, Włoch, Łotwy, Polski oraz Albanii. W ciągu dwóch lat i trzech miesięcy udało się zbudować 39 tuneli, 16 galerii kamiennych, 248 mostów i wiaduktów. Drogę wytyczono przy samym brzegu Bajkału, poprzez zbocza Gór Przymorskich. Kolej położona jest wzdłuż zachodniego brzegu Jeziora Bajkał, zaczynając od źródła rzeki Angary, a kończąc na stacji Mysowaja.
 
Fot. http://www.irk.ru/tourism/baikal/krugobaikal/
Dzisiaj pod nazwą Kolej Krugobajkalska rozumie się odcinek od stacji Sludianka-2 do stacji Bajkał, z czego 84 km od tej stacji do stacji Kułtuk to zabytek historyczno-architektoniczny. Współcześnie w ramach Krugobajkałki istnieją cztery stacje, jeden rozjazd, 38 tuneli oraz 16 galerii. Najdłuższy tunel przechodzi przez przylądek Połowinnyj, jego długość to 777,5 m. Koleją regularnie kursuje pociąg turystyczny (rozkład jazdy).

Pociąg jeździ po Krugobajkalce w dwóch kierunkach: z Irkucka do Sludianki, i stamtąd do Portu Bajkał, oraz odwrotnie. Również między stacjami Sludianka i Bajkał kilka razy w tygodniu kursuje spalinowóz "matania". Do Krugobajkałki dostać się można także transportem wodnym - latem z Listwianki łatwo można zamówić spacerową łódź z przystankiem przy kolei. Istnieje też możliwość zamówienia w listwiańskim porcie kutra bądź jachtu.
 
Fot. http://nnm.ru/blogs/dima9333/baykal_
krugobaykalka_peyzazhi/page2/
Jewgenija Burykina, ekspert od wypoczynku nad Bajkałem:
 
"Polecam, by choć raz w życiu przejechać się pociągiem tą cudem ocalałą koleją i powtórzyć tę trasę statkiem. Kiedy wjeżdża się do tunelu, można uświadomić sobie, ile sił włożono w jego budowę na tych bezludnych, skalistych brzegach. Kiedy płynie się wzdłuż Krugobajkałki statkiem - zdumiewa elegancja i płynność łukowatych mostów, bez których już po prostu nie można sobie wyobrazić południowo-zachodniego brzegu Bajkału! Przejażdżka pociągiem to doskonały sposób na zaznajomienie się z jeziorem: na lewo góry, na prawo - Bajkał z wysokości trzypiętrowego domu... 1-2 dni wystarczy, aby pozostawić wrażenia do końca życia!"
 
Autor: Brak danych.
Źródło: http://baikaler.ru/guide/place/kbjd/ (wgląd: 12.06.2013).
Data publikacji: Brak danych.

środa, 29 maja 2013

Moskwa - "Trzeci Rzym"

To już 560 lat, jak Rosja ochrania bizantyńskie dziedzictwo, które dziwnym sposobem oddziela ją od Europy.

 

Pod koniec maja 1453 roku, ponad pół wieku temu, upadł Konstantynopol i bizantyńska cywilizacja skończyła się. Ów krach dał Moskwie nową nazwę - Trzeci Rzym - i nową ideę narodową: ochrony prawosławnej ekumeny. O tym, jak wpływa ona na Rosjan do tej pory, "Ogoniok" porozmawiał z Davidem Gzgzianem, kierownikiem katedry dyscyplin teologicznych i liturgiki Prawosławnego Instytutu Świętego Filareta, członkiem Międzysoborowej Obecności Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

 
 
- Ideologiczne hasło "Moskwa - Trzeci Rzym"  mocno związane jest z wyobrażeniami o szczególnej roli Rosji w świecie, które my teraz staramy się reanimować. Czy to dziedzictwo bizantyńskie?
 
- Upadek Konstantynopola był, oczywiście, wydarzeniem, które w ogromnej mierze ukształtowało historię rosyjskiej państwowości oraz prawosławia w rosyjskim wydaniu. Jednakże nie spieszyłbym się z uprawianiem logiki nawykowej: upada Bizancjum i Ruś przejmuje jego ideę mesjanistyczną. Po pierwsze, wątpliwa jest obecność takiej idei w samym Bizancjum. Po drugie, jeśli nawet było takie zapożyczenie, to na pewno nie liniowe, jak to się często przedstawia. Ciekawe, na przykład, jest to, że o staniu się spadkobierczynią Bizancjum Ruś nie zadecydowała sama, a za cudzą radą, przy czym podpowiedział jej to nikt inny, jak pierwszy Rzym. Albo jego kontynuator. To tam przecież przebywała druga przyszła żona Iwana III Zoja Paleolog, bratanica ostatniego bizantyńskiego władcy, która na rosyjskiej ziemi miała stać się Zofią. Bezpośrednio idea Trzeciego Rzymu, jak wiadomo, zabrzmiała w ustach mnicha Filoteusza, ale wszyscy zapominają, że był on zakonnikiem jednego z monasterów pskowskich, a Republika Pskowska dosłownie 10-15 lat przed zapisaniem tej formuły była faktycznie okupowana przez Moskwę. Z tego powodu Filoteusz, zwracając się do swojego nowego władcy, Wasyla III, dzięki idei Trzeciego Rzymu pragnął upomnieć prawosławnego monarchę, obrońcę wiary, aby był bardziej uważnym i troskliwym w stosunku do nowo nabytych terytoriów. Wreszcie należy przypomnieć, że Iwan Groźny wywodził swoją godność carską od Oktawiana Augusta, co z ideą Trzeciego Rzymu koreluje raczej słabo. Kiedy już później Piotrowi I Senat nadał tytuł Ojca Ojczyzny, znowu odtworzono tytulaturę Senatu Rzymskiego, i nawet kiedy Piotr został imperatorem, o Bizancjum wspominano najmniej. Tak więc dziedzictwo Konstantynopola nie było szczególnie interesujące z punktu widzenia naszych władców.
 
- Idea jednak została zachowana w świadomości masowej. Być może istniała ona i rozwijała się na gruncie cerkiewnym?
 
- W rzeczywistości zasięg masowy nabyła ona dopiero w okresie sowieckim i postsowieckim naszej historii. Niewykluczone, że prawdziwym głosicielem tej idei był aktor Nikołaj Czerkasow, który wygłosił znakomitą tyradę o Rzymie, występując w roli Iwana Groźnego. Widocznie tak zapadł w pamięć naszym rodakom, że imperialne hasło "Trzeci Rzym" przysłoniło sobą wszystko inne.
 
Jeśli mówić o historii cerkiewnej czy nawet duchowej, to oczywiście wpłynął na nią silniej sam moment upadku. Na przykład zrodził on bolesne pytanie: dlaczego to się stało z drugim Rzymem? Czy jest w tym jakakolwiek wina Konstantynopola? Niejednoznaczność losu Bizancjum jawnie wpłynęła na charakter konfrontacji staroobrzędowców oraz zwolenników Nikona. Ci drudzy nalegali na odbudowanie jedności prawosławnego świata i wzywali do zorientowania się na Greków, na Bizancjum, które postrzegane było jako protoplasta całego wzorca. Na co przyszli raskolnicy sensownie odpowiadali: jeśli Grecy doprowadzili do upadku, po co brać z nich przykład?
 
Rosja nie tyle starała się naśladować majestat drugiego Rzymu, co  próbowała uciec od jego losu.
 
- Strach przed upadkiem zmusza do ciaśniejszego zwarcia szeregów. Czyżby w taki sposób los Bizancjum przynaglił naszą mobilizację i przyuczył do braku otwartości?
 
- Jeśli porównać Bizancjum z Imperium Rzymskim, to łatwo można zauważyć, że to drugie było cywilizacją, zdolną do rozpowszechniania oraz eksportu swoich ideałów, podczas gdy Bizancjum koncentrowało się głównie na sobie. Ciekawe jest to, że przyswojenie prawosławia przez Ruś nie było dla Konstantynopola aktem politycznej, ekonomicznej czy kulturowej ekspansji, jemu wystarczyło, że udało się uładzić z tymi niebezpiecznymi "barbarzyńcami", którzy wciąż go niepokoili. Istotnie, po przekazaniu przez Bizancjum swojej religii Słowianom Wschodnim akty zbrojnej agresji ustały, a droga od Wariagów do Greków przekształciła się w szlak komunikacyjny przeznaczenia wyłącznie handlowego. I tyle - jak się okazało, nie było ponad to większego zamysłu: ani zakładać uniwersytety na Rusi, ani wdrażać tu naukowe prawosławie nikt nie miał zamiaru. Dlatego mówię, że mesjaństwo jako takie było dla Bizancjum obce.
 
Z drugiej strony, okresowo występujący w  rosyjskiej historii brak otwartości i związana z tym idea "specjalnej drogi" w dużej mierze różniła się od tej bizantyńskiej - zamykanie się przed światem barbarzyńców. Nawet nie patrząc na rozłam Kościoła chrześcijańskiego, Konstantynopol nigdy całkowicie nie odgradzał się od Zachodu - było to współegzystowanie konkurencyjne, z wyraźną świadomością jedności korzenia kulturowego. Rosja w pierwszej połowie XVII wieku konfrontowała się z Liwami, Polakami oraz Szwedami albo, na przykład, w czasach sowieckich poszła jeszcze dalej, wypierając się wszelkich wspólnych korzeni. Pojawiła się idea zasadniczej niezgodności cywilizacji, przy czym przeciwieństwem był tu właśnie Zachód i praktycznie nigdy Step. Ciekawe, że myśl o typach cywilizacyjnych rozwijała się w XIX-wiecznej Rosji wcześniej, aniżeli w Europie Zachodniej.
 
- Najwidoczniej jeszcze jeden wariant wymieszania różnych tradycji w naszej kulturze to połączenie zachodniej idei rozwoju i ekspansji z bizantyńską ideą ochronienia status-quo. Obie nie bardzo się ze sobą godzą, chyba że w koncepcji Trzeciego Rzymu. Czy można powiedzieć, że byliśmy niekonsekwentnymi uczniami Bizancjum?
 
- Nie byliśmy jego uczniami po dobroci. Przejęliśmy raczej na przekór, aniżeli dzięki czemuś. Jak już zauważono, Bizancjum było systemem mało skłonnym do uczenia innych. Znamienne w tym sensie są jego szkoły wyższe. Uniwersytety europejskie były dla Europy średniowiecznej nowym zjawiskiem, i władza do pewnego momentu nie wiedziała, na ile powinna je kontrolować. Z tego powodu, zwłaszcza na początku swego istnienia, przekształciły się one w "ogniska wolnomyślicielstwa". Nic powobnego w uniwersytecie w Konstantynopolu zdarzyć się nie mogło: istniał on tylko dlatego, by produkować piśmiennych urzędników dla potrzeb wewnętrznych. Kiedy zabrakło urzędników i samego Bizancjum, uniwersytety pogrążyły się w niebycie. Jak i kultura w ogóle. 1453 rok stał się dlatego nie po prostu rokiem wojskowej klęski Konstantynopolu, lecz rokiem schyłku bogatej i wspaniałej cywilizacji.

Po upadku Bizancjum świat, oczywiście, stał się biedniejszy, jednak prawie tego sobie nie uświadomił. Jesteśmy zdecydowanie bardziej  poinformowani w temacie kultury antycznej czy średniowiecznej Europy, niż Bizanjcum. Sama dyscyplina - bizantynistyka - ukształtowała się na przełomie XIX i XX wieku. Europa uznała wtedy, że Bizancjum było państwem o prawie całkowitej piśmienności, co było w tamtych czasach bezprecedensowe. Ponadto, było to państwo oryginalnego połączenia przestrzeni sakralnej z codziennością. Na przykład, wielmożne damy w osobistej korespondencji wymieniały się refleksjami na temat tego, żywot którego świętego wywiera na nich większe wrażenie estetyczne, i polecały sobie nawzajem nauczycieli z grona znanych świątobliwych. Ich mężowie przy tym "w czasie wolnym od pracy" mogli  oddawać się duchowej praktyce hezychazmu. I wreszcie, fenomen upadku imperium nadal jest słabo wyjaśniony. Teraz, kiedy tylko leniwy nie mówi, że Europa przeżywa ciężki okres związany z wymieszaniem kultur i inwazją "nowego barbarzyństwa", tragiczny przykład Bizancjum może okazać się pożyteczną przestrogą, jeśli postarać się na serio zrozumieć, co było w nim cennego, a co zgubnego. W odróżnieniu od pierwszego Rzymu, który mimo wszystko poddaje się racjonalnemu opisaniu, Bizancjum jest pełne tajemnic oraz zagadek i umie oczarowywać nawet własnych badaczy. Cywilizacja ta, niewątpliwie, zasługuje na to, aby głęboko się w nią zanurzyć, w innym wypadku to oddziaływanie, które miała ona na naszą kulturę, pozostanie przedmiotem mitotwórstwa.
 
Rozmawiała Olga Filina.

Źródło: http://www.kommersant.ru/doc/2195349?themeid=1307 (wgląd: 28.05.2013).
Data publikacji: 27.05.2013.

piątek, 24 maja 2013

Zagadka o imieniu Viktor Tsoi

A zagadkowe jest tu wszystko - jak zwykły chłopak z Leningradu został legendą rosyjskiego rocka, skąd przychodziła do niego muzyka jego piosenek, co chciał wyrazić poprzez swoje teksty, zagadkowa jest także jego przedwczesna śmierć. W trakcie ostatnich siedmiu lat fani Tsoi'a zebrali po kawałeczku okoliczności jego życia, opublikowali liczne wspomnienia o nim. Ale czy stał się dla nas przez to bardziej zrozumiały? Czy nie zagubiło się w błahych szczegółach życia Viktora Tsoi'a to, co najważniejsze - jego misja? Istnieją dowody, że przed śmiercią okrutnie dręczyło go właśnie to - ostre rozdarcie między rosnącą popularnością i niezrozumieniem jego piosenek.
 
Fot. http://viktorkino.ru/photo/11
Nie uważając swoich wywodów za jedyne słuszne, proponuję podjąć rozmyślenia, zasadzone na analizie rzędu publikacji o Viktorze Tsoi'u oraz, oczywiście, samych jego piosenek. Wśród publikacji wyodrębnię głeboki artykuł Vadima Shtepy "Elita rosyjskiego rocka", a także wspomnienia i refleksje przede wszystkim Igora Tal'kova oraz Borisa Griebiensh'ikova. 
 
Aksjomatem numer jeden jest dla mnie to, że każdy człowiek rodzi się z określoną misją. Pamiętacie, lermontowski Piechorin pisał: "... a przecież było mi przeznaczone to, co wysokie, ale nie rozpoznałem tego". Jeśli człowiek wypełnia swoje przeznaczenie, idzie swoją drogą, to zyskuje siłę, otrzymuje pomoc i nie narzeka na swój los, jakkolwiek nie byłby on ciężki. Dobrze ujął to Igor Tal'kov w piosence "Pamięci Viktora Tsoi'a":
 
"Poeci nie rodzą się przypadkiem,
Lecą na Ziemię z wysokości.
Ich życie otoczone jest głęboką tajemnicą,
Choć są oni szczerzy i zwyczajni...
Odchodzą, wypełniwszy zadanie,
Odwołują ich Wyższe Światy,
Nieznane naszej świadomości,
Wedle reguł kosmicznej gry..."
 
Według Tal'kova, Tsoi był przewodnikiem Białych Sił, wspierał z całej swej mocy tych, "którzy na nic nie czekają", których wezwała w drogę "wysoka w Niebie Gwiazda". Z każdym nowym albumem, szczególnie począwszy od "Gruppy krovi" (1988 rok), wszystko to staje się jasne. Od tamtej pory jest poetą tylko dla nich, wlewając do dusz ostatnich bohaterów gorącą i niezachwianą wiarę w to, że "To nasz Dzień - poznaliśmy go po położeniu gwiazd...".
 
 
Piosenki Tsoi'a odróżniają się tym, że nie są tworzone ręką ludzką. Nie ma w nich elementu "zbyt człowieczego", tak właściwego dla współczesnej muzyki pop. Zresztą, Tsoi mówił, że powstawanie jego piosenek jest zagadką dla niego samego: "Zaczynam grać... Potem pojawiają się jakieś słowa". Nieprawdopodobny odzew na jego twórczość Vadim Shtepa, według mnie, sensownie uważa za rezultat tego, że weszło ono w organiczny rezonans z głębinowymi motywami "zbiorowej nieświadomości", obudziło i jasno je oświetliło, to znaczy stało się uosobieniem rosyjskiej tradycji.
 
Fot. http://viktorkino.ru/photo/11
Krytyk rockowy A. Strukov, mówiąc o przedostatnim albumie KINO z 1989 roku, "Zviezda po imieni Solnce", zwrócił uwagę na to, że "orientacja na Słońce jest odwieczna w tradycji rosyjskiej, i z tego punktu widzenia całkowicie zadziwiająca jest rosyjsko-narodowa śpiewna melodia niektórych piosenek z albumu". Moim zdaniem, zadziwiająca jest melodia piosenek z ostatniego "Chyernogo al'buma", zwłaszcza "Krasno-zhyoltie dni". Jeszcze raz powtórzę unikatowe słowa człowieka, który przywiódł Tsoi'a na scenę, Borisa Griebiensh'ikova: "To, co ja znam, nie nazywa się Vitia, ani Viktor, ani Tsoi - to realność, nie mająca żadnego oznaczenia w języku. On ma inne imię, i nie należy wymawiać go ludzkimi ustami. Jak zwykle opisuje się anioły? Anioł - to postać bytu, pełniąca określoną funkcję w bycie, pierwotnie doskonała, to znaczy nierozwijająca się. I to, o czym mówię, to nie anioł, ale to postać tego typu. Ona jest doskonała dzięki naturze Wszechświata. To istota, która tak czy inaczej znajduje różne metody uosobienia. Oto co robiła grupa KINO, oto co robił Viktor Tsoi". Tego zresztą nie zrozumieli i nie mogli zrozumieć liczni działacze kultury masowej, nazywający twórczość Tsoi'a "prymitywną", poprzez ignorancję nieznający etymologii tego słowa, oznaczającego "pierwotny". Z tego powodu cała twórczość Tsoi'a przesycona jest duchem absolutu, wyrażonego w antynomiach: Lato - Zima, Dzień (Gwiaza, Słońce) - Noc, Miłość - Śmierć. Jego misją była misja samotnego romantyka i totalnego nihilisty wobec otaczającego współczesnego świata, który utracił już to, co było mu dane pierwotnie, w którym "z każdym dniem trudniej pamiętać Lato".
 
Pachka sigariet
 
Zagadkowa jest również śmierć Viktora Tsoi'a. Według słów Igora Tal'kova, "odszedł nagle. Myślę, że roluźniając się na małą chwilę, utracił kontrolę nad sobą i odkrył w ten sposób wyrwę w energetycznym polu ochronnym, przy czym zrobił to tak nieoczekiwanie, że Biali nie zdążyli zareagować, podczas gdy Czarni zareagowali natychmiast". Interesująca jest także opinia inspiratora moskiewskiego rock-kabaretu "Kardiogramma", poety Aleksieya Didurova. Uważa on, że przyczyną wczesnej śmierci Tsoi'a była próba zaaklimatyzowania się do warunków rosnącego w siłę show-biznesu. Przejawiło się to konkretnie w tym, że producentem grupy KINO został sławny Iurii Aizienshpis. Viktor Tsoi zginął na dwa tygodnie przed trasą koncertową w Japonii. Aleksiey Didurov twierdzi: "Ludzie się zmieniają, ale jedna rzecz jest trwała: jeżeli utalentowany człowiek idzie na kompromis w poszukiwaniu lepszego życia i szczęścia, jeśli on przekracza granicę - to czeka na niego wręcz coś przeciwnego od tego, czego oczekiwał. I nie ma tu wyjątków". Według Vadima Shtepy, śmierć Tsoi'a była znakiem - znakiem tymczasowego zwycięstwa Nocy, a sam rosyjski rock, zwłaszcza w osobie Tsoi'a i Tal'kova, spełniał specjalną misję obudzenia elementu bohaterskiego w zbiorowej nieświadomości.
 

Autor: Alieksandr Panichik.
Źródło: http://viktorkino.ru/articles/1/69 (wgląd: 23.05.2013).
Data publikacji: 20.10.2010.

wtorek, 21 maja 2013

Wywiad z Viktorem Tsoi'em

Wszyscy, którym kiedykolwiek przyszło robić wywiad z Viktorem Tsoi'em, na pewno zgodzą się z tym, że było to nielekkie zadanie, nawet dla najbardziej doświadczonych dziennikarzy. Tsoi, jak wiadomo, należał do tego grona muzyków, którzy uważali, iż całkowicie wyrażają siebie w swojej twórczości - nie ma potrzeby uzupełniać czy objaśniać, - i dlatego na najbardziej zawiłe pytania można było otrzymać w najlepszym wypadku lakoniczną odpowiedź. Tym właśnie, sądząc po wszystkim, tłumaczyło się prawie zupełny brak wywiadów z Tsoi'em na stronach tak oficjalnych, jak i niezależnych gazet.
 
Okazją do przeprowadzenia niniejszego wywiadu były rezulataty niedawnych badań socjologicznych, przeprowadzonych na zlecenie gazety RIO: KINO zostało nazwane najlepszą grupą sezonu 1986/1987 oraz najlepszą grupą 1987 roku. Rozmowa zaczęła się żywiołowo i w takim też tonie była kontynuowana; nie dotyczyła ona żadnych globalnych kwestii związanych ze światem rocka. Być może wywiad ten pomoże komuś lepiej wyobrazić sobie wewnętrzny świat tej bodaj czy nie najbardziej popularnej grupy LenRocka. Być może, komuś wyda się on nadto prostolinijnym i niegłębokim. Być może... Ale zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, - jeżeli ktoś umie, niech zrobi to lepiej.
 
Ze strony RIO w rozmowie wzięli udział: A. Astrov (Kujbyszew), V. Andriejev, A. Burłaka, G. Kazakov (Kazań). Wszystkim dziękujemy!
 
- Vitya, pierwsze pytanie będzie takie. Zgodnie z badaniami ekspertów, które miały miejsce w Leningradzie, grupa KINO jest absolutnym liderem radzieckiego rocka jednocześnie w dwóch kategoriach - sama grupa została nazwana nalepszą grupą roku, a piosenka "Sliedi za soboy", odpowiednio, najlepszą piosenką roku. I wszystko to nie bacząc na to, że u was w Leningradzie w zeszłym roku daliście tylko dwa koncerty. Jak możesz wyjaśnić ten fenomen?

Fot. http://ps-popular-music.blogspot.com/
2007/08/remembering-viktor-tsoi.html
- Nie wiem... Dla mnie dziwne jest tylko, że to "Sliedi za soboy". Ta piosenka nie wchodzi do żadnego albumu. A dlaczego tak - ja nie wiem. Myślę, że dużą rolę odegrał nowy album ("Gruppa krovi" - red.). Inaczej jest to po prostu niezrozumiałe.
- Jak ty sam oceniasz ten album?
- Na pewno jest on lepszy od pozostałych. We wszystkim, i jest aktuaniejszy. Ale jest w nim też bardzo dużo usterek. My może i chcieliśmy go przerobić, ale potem pomyśleliśmy i zdecydowaliśmy, że jeśli by nieustannie przerabiać wciąż te same piosenki, to... Wiadomo co....
- Sami go nagraliście?
- Nagraliśmy sami, w okropnych warunkach, właśnie na taki magnetofon jak wy macie, trochę może lepszy, ale też na takie kasety.
- Czym spowodowane jest to, że ostatnimi czasy KINO tak rzadko występuje?
- Tym, że grałem w filmie. To zajęło mnóstwo czasu i dlatego nie było możliwości, by koncertować. Przyjeżdżałem do Leningradu tylko od czasu do czasu. Najdłużej - na dwa tygodnie. I całe te dwa tygodnie dokańczaliśmy album. Dokończyliśmy, i od razu w ten sam dzień wyjechałem.
- Może opowiesz trochę o tym filmie?
- No, nie wiem... Myślę, że niedługo się pojawi...
- A w ogóle zapowiada się ciekawie?
- (Długie milczenie) Bardzo mi ciężko tak jednoznacznie odpowiedzieć.
- Czy ma on jakiekolwiek odniesienie do rocka?
- Nie, żadnego. Oprócz muzyki. Ale cała muzyka jest za kadrem - w kadrze nie śpiewam.
- Dużo jest w filmie muzyki?
- Nagrałem pół godziny. Ile wejdzie do filmu - nie wiem.
- Kto jeszcze tam występuje?
- Pietia Mamonov.
- On też śpiewa?
- On też nie śpiewa. My tam nie śpiewamy. Jesteśmy aktorami.
- Jaki będzie tytuł filmu?
- Myślimy wciąż o tym - nie możemy wymyśleć.
- Kogo grasz w tym filmie?
- Gram główną rolę - dlatego zabrało to tak dużo czasu. Jestem tam dokładnie taki, jak tu. Nawet tak samo ubrany... No, bohater prawdziwy, pozytywny... Trochę chamowaty, to prawda, ale przy tym, sądzę, że nawet sympatyczny.
- W związku z tym, że tak dawno nie dawaliście koncertów pojawiły się słuchy, że KINO się rozpadło. Chcielibyśmy, abyś uspokoił naszych czytelników.
- Nie, to oczywiście nieprawda. Sytuacja była taka, że dużo mnie kosztowało, by przyjechać do Leningradu, kiedy Iurik (Kasparian) wyjechał na dwa miesiące do tej swojej Ameryki - znowu nie możemy funkcjonować. Jedyne, co zdążyliśmy, to zagrać cztery koncerty na tej "Assie" w Moskwie.
- Mógłbyś określić koncepcję KINO jako grupy? Na przykład, pisaliśmy w naszej gazecie, że KINO przypomina dobrze nastrojony aparat, gdzie wszystkie części są dograne i idealnie pasują do tego aparatu.
Fot. http://albanadamsview.blogspot.com/
2010/06/viktor-tsoi-kino-russian-rock-icon.html
- No ja mogę oczywiście powiedzieć, że KINO to obraz życia i tak dalej... (Ogólny śmiech)
- Ale w innych "obrazach życia" pojawiają się jakieś wewnętrzne zadrażnienia, może i nawet konflikty, tarcia. U was też? Przynajmniej z wyglądu KINO wywołuje wrażenie absolutnie idealnego mechanizmu.
- Zawsze są konflikty, bo wszyscy są przecież leniwi bardzo i więcej chcieliby się bawić, aniżeli pracować.
- Vitya, jak ty myślisz, czego jest więcej w waszej muzyce: spontaniczności czy przemyślenia?
- Nie wiem. Mamy wszyscy w grupie jakąś taką intuicję - kiedy przychodzę i pokazuję nową piosenkę, zaczynamy rozmawiać na jej temat - co powinien grać bas, co gitara i tak dalej. I kiedy, na przykład, Iurik proponuje taką i taką partię, na ogół rozlega się kilka głosów - "fajnie!", "kicha!", "nie będziemy tego grać!". Po prostu staramy się zrobić tak, żeby wszystkim nam się spodobało. Ale na razie nie zawsze się udaje.
- Jak wyjaśnisz widoczny postęp Iury jako gitarzysty? Bardzo rzuca się w oczy.
- Nie wiem. Ja, jak tylko się poznaliśmy, od razu wiedziałem, że jest to człowiek, który myśli w ten sam sposób. Jedyne co, on wtedy nie bardzo umiał grać, ale to nic nie znaczyło... Jest niezwykle melodyjny, on naprawdę się rozwija.
- Dlaczego w takim razie zaistniała potrzeba, aby wprowadzić do składu grupy jeszcze jednego gitarzystę - Iuriya Boricova?
- Po prostu się zaprzyjaźniliśmy... To naprawdę bardzo ważne: kiedy jest gitara, gitara basowa i perkusja - grupa dobrze brzmi, i dlatego ja sam niekiedy brałem gitarę, choć trudniej mi występować na koncertach z gitarą - trzeba wtedy bardziej statycznie. Dlatego potrzebny był drugi gitarzysta.
- Jak dalej będzie się rozwijał sojusz KINO z Kurechinem z jednej strony i sojusz POPMECHANIKI i KINO - z drugiej?
- Trudno przepowiedzieć, jak to się będzie dalej rozwijało. Na razie nie wiem.
- Czy wpływ na nazwę KINO miało słowo "wino"? Na ile przypadkowe jest współbrzmienie tych dwóch słów?
- Z pewnością miało wpływ. Podświadomy.
- Skąd wzięło się słowo "boshetunmai"? Sam wymyśliłeś?
- Nie, nie sam. Jest kilka różnych wersji powstania tego słowa.
- Jaka jest u ciebie?
- Klasyczna. Po prostu takie ot magiczne słowo.
- Czego słuchasz obecnie z muzyki zachodniej?
- Wyłącznie muzyki rozrywkowej. Wcześniej słuchałem niezależnych grup. Wszystkie one takie jakieś nudne są. A jak pokazała praktyka, niezależność grupy nie zawsze idzie w parze z dobrą jakością. Nie wiem, w rzeczywistości nie widzę teraz niczego wyjątkowego i interesującego w muzyce zachodniej. Nie umiem sobie przypomnieć nazwy ani jednej nowej grupy.
- Każda rock-kultura - bitnicy, hipisi, punki - istnieje powiedzmy około dziesięciu lat. Teraz, w 1988 roku, pokolenie zaczynające z Sex Pistols w 1977 roku w Anglii całkowicie się już zużyło. Wszystko, co mogło się w tej dziedzinie rocka pojawić - pojawiło się i rozwinęło. Nadchodzi czas na coś nowego. Jak wyobrażasz sobie to nowe? Widzisz tego jakieś zaczątki?
- No, nie wiem. Teraz na razie nie widać choćby najmniejszych "plusknięć" w tym temacie. Dla mnie niezrozumiałym jest co innego: dlaczego w 1990 roku nasze grupy starają się być podobne do punków z 1975, albo jeszcze gorzej - zaczynają grać hard. Po co wybierają sobie analogi i pierwowzory? Właśnie to jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe.
- A ty nie chciałbyś, aby pojawiły się grupy podobne do KINO?
- Nie. Ja bym chciał, żeby pojawiły się grupy niepodobne do nikogo, żeby wszystkie one były różne.
- KINO to teraz niemal jedyna w Rosji grupa, której piosenki można zaśpiewać...
- Nie jedyna. Proszę, Kalinov Most - grupa mi się od razu spodobała właśnie dlatego, że jej piosenki można zaśpiewać.
- A w Leningradzie?
- Według mnie, Kostya Kinchev pisze piosenki, które można zaśpiewać. W każdym bądź razie, kiedyś pisał - dawno go już nie słyszałem.
- Jak odnosisz się do tego, że w Leningradzie ostatnimi czasy narodziła się tendencja do pojawiania się grup, w twórczości których mało jest muzyki, ale za to dużą uwagę przykłada się do społeczno-politycznej tematyki piosenek?
- A to właśnie zawsze mnie po prostu drażniło. Może i tak trzeba, ale mnie to się bardzo nie podoba. Nie podoba mi się, że grupy się tak jakoś wymieniają. Istnieje i powieść i artykuł w gazecie. Artykuł na przykład o "Siedmiu Symeonach", którzy porwali samolot. Wszyscy go teraz czytają, wyrywają sobie nawzajem gazetę z rąk. A jest przecież i powieść. Powieść - dzieło artystyczne, a artykuł w gazecie to artykuł w gazecie. I właśnie, wydaje mi się, w ostatnim czasie pojawiło się dużo grup, zwłaszcza w Leningradzie, które z jakiegoś powodu zajmują się publikacją, a nie pisaniem piosenek.
- Posłuchaj, a tobie nie zdaje się, że wszystko to skutek tego, że miał tu miejsce skok od estrady radzieckiej do konceptualnego rocka, przy pominięciu normalnej muzyki pop. Najlepszymi na to przykładami są: "Vos'miklassnica" czy "Kogda tvoia devushka bol'na"...
- Nie wiem. Osobiście staram się robić właśnie muzykę pop, a nie rock.
- A nie boisz się, biorąc pod uwagę dzisiejszą koniukturę, oznajmiać, że Viktor Tsoi zajmuje się muzyką pop?
- Tak, zajmuję się muzyką pop. Muzyka powinna obejmować wszystko: powinna, kiedy trzeba - rozśmieszać, kiedy trzeba - bawić, a kiedy trzeba - skłaniać do refleksji. Muzyka nie powinna tylko i wyłącznie nawoływać do zniszczenia Pałacu Zimowego. Powinno się jej słuchać.
- Jak oceniasz TELEVIZOR w tym kontekście? Co kieruje Borzikinem - chęć wykorzystania sytuacji, liczenie na szybki sukces, czy to idzie prosto z jego serca?

Kogda tvoia devushka bol'na

- Wszyscy to pamiętają: Borzikin zaczynał od piosenek. Potem zadziwił wszystkich swoją śmiałością, dokonał rzędu czynów heroicznych, śpiewał nielegalne piosenki i tym podobne. To oczywiście było sympatyczne, również dla mnie, ale przy tym trochę te pieśni przeorał. One stały się podobne trochę do tych gazetowych artykułów. A u nas? "Kogda tvoia devushka bol'na" - w tej piosence jest żart i najprostsze rymy, typu "kino" - "vino" - i nic poza tym.
- A nie zauważyłeś, że w niektórych twoich piosenkach pojawiają się inne, często zupełnie błędne interpretacje? W piosence "Pieriemien" - piosence w sumie osobistej, napisanej dla samego siebie - narodziło się inne ujęcie, przekształcające ją w wezwanie typu "Dajcie szansę pokojowi". Nie to żeby ona zaszkodziła grupie, po prostu wśród ludzi, którzy jej wcześniej nie znali, utworzył się niejako stereotyp własnego bohatera, obcy grupie KINO.
- W ogóle to tak. Jak tylko zaczęła się jawność - wszyscy zerwali łańcuchy i zaczęli mówić prawdę. To było bardzo popularne. A w naszych piosenkach nie ma żadnych sensacyjnych ujawnień, ale ludzie mają zwyczaj starać się i tu znajdować coś takiego. I w rezultacie "Pieriemieny" zaczęły być odbierane jak gazetowy artykuł o pierestrojce. Chociaż piosenkę tę napisałem dawno, kiedy jeszcze nawet mowy nie było o jakiejś pierestrojce, i zupełnie nie miałem na myśli jakiś tam pierestrojek. Oczywiście, niezbyt dobrze się stało, ale myślę i mam nadzieję, że ostatecznie wszystko znajdzie swoje miejsce.
- Jakie są związki z telewizją? I, w szczególności, jak podoba ci się piosenka "Voyna" w przekładzie "Vzgliad" jako ilustracji dla Afganistanu?
- Próbowałem parę lat temu związać się z telewizją - nagraliśmy piosenkę pt. "Fil'm". Potem zrobili piosenkę "Vojya". One są do siebie podobne, jak bracia bliźniacy. Obejrzeliśmy te nagrania i wtedy postanowiłem, by nigdy więcej nie mieć nic wspólnego z telewizją.
- Wasze nagrania są jeszcze w telewizji?
- Istnieje piracki zapis z jakiegoś akustycznego koncertu "Aliuminievykh ogurcov". Wydaje mi się nawet, że jest czarno-biały. Jeszcze piosenka "V nashikh glazakh" leży, czeka. Ale teraz mówią mi: "Zmieniliśmy się, teraz pracują dla nas profesjonaliści, wszystko jest u nas cudowne, zrobimy jakiś klip - po prostu." Dopiero co nagraliśmy w Moskwie dwie piosenki, ale najprawdopodobniej to będzie to samo, co wcześniej. I dlatego nie chcę mieć na razie z nimi nic wspólnego. A co się tyczy przekładu "Vzgliad" - no i co ja mogę z nimi zrobić? Jedynie odnieść się do tego z dużym humorem.
- Jak oceniasz występ KINO w filmie "Rock around the Kremlin"?
- Niczego sobie. Jest tam taki zdrowy element burdelu.
[...]
- Od dawna malujesz obrazy?
- Od dawna.
- Dużo już namalowałeś?
- Dość dużo.

Fot. http://www.pravmir.ru/deti-minut
-ili-pismo-svyashhenniku-o-kulture/
- Wysoko je cenisz?
- Bardzo.
- Zaliczyłbyś sam siebie do kręgu "nowych malarzy"? Wszak twój obraz mocno odróżnia się od wszystkich pozostałych na wystawie w DK Svierdlova, jest zupełnie inny.
- Nie wiem. Na prośbę przyjaciół oddałem jeden obraz na wystawę i boję się o jego bezpieczeństwo. To żart.
- Jakie obrazy najbardziej lubisz malować?
- Niekiedy maluję bardzo realistyczne obrazy. Uczyłem się rysować dziesięć lub jedenaście lat, dlatego umiem to robić. Znam anatomię, wiem jak pada światło i tak dalej. Niekiedy maluję obrazy zbiorowe, jak "Istoriya lyubvi", która wisi właśnie w DK Svierdlova. Obrazy zbiorowe podobają mi się bardziej, jak każda rzecz, która ma mniejszy związek ze sztuką akademicką.
- Istnieje taki termin "neoromantyzm". Jak uważasz, na ile istotny, na ile ważny jest ten przedrostek "neo", po pierwsze - dla kierunku ogólnie, a po drugie - dla prac KINO?
- Myślę, że zupełnie nieistotny. To po prostu kolejna etykietka. Ja zawszem byłem bardzo romantycznym chłopakiem, ale nigdy siebie w żaden sposób nie nazywałem.
- Czytujesz jakiekolwiek rock-gazety?
- Czytuję je z przyjemnością, kiedy wpadają mi w ręce, ale z jakiegoś powodu ostatnimi czasy rzadko do mnie trafiają.
- A jaki jest twój osobisty stosunek do "Melodii"?
- Jeszcze gorszy aniżeli do telewizji, dlatego że to piractwo. Wydają płyty grupy KINO bez jakiejkolwiek naszej zgody, to znaczy w związku z wypuszczeniem płyty ("Noch'" - red.) nie mieli z nami w ogóle nic wspólnego. Przeczytałem w jednej z gazet, że wychodzi nasz album. Nie wiem, dlaczego w naszym kraju firma państwowa może wydawać płyty bez zgody i bez jakiejkolwiek wiedzy autora, może załatwić sobie to, co chce, napisać, co wygodnie. Naprawdę zupełnie nie rozumiem, jak to wszystko jest możliwe.
- A spółdzielnie to też piractwo?
- Pełne piractwo. Nie mam żadnego związku z rozpowszechnianiem nagrań grupy KINO. Jedyne, co zrobiliśmy, to nagraliśmy album. Skończyliśmy nagrywać album i dosłownie następnego dnia wyleciałem do Ałma-Aty. Wróciłem, przeszedłem się po mieście i zobaczyłem w sprzedaży płyty KINO "Gruppa krovi". Przyjechałem do Leningradu - tam też to samo na każdym rogu, na każdym stoisku. A według badań gazety "Smiena" album zajmuje pierwsze miejsce... I wszystkie spółdzielnie wydawnicze mówią, że najwięcej nagrywająca grupa to KINO. No, myślę sobie, jak to wszystko cudownie.
- A które ze środków masowego przekazu uważasz za najważniejsze w odniesieniu do rocka? To znaczy, co dla nas wszystkich jest bardziej istotne oraz potrzebne: radio w stylu rock'n'roll, telewizja czy gazety rock'n'rollowe?
- Telewizja jest bardzo ważna. I bardzo szkoda, że kuleje. Telewizja - najważniejsza. Dlatego, że materiał w gazecie, to materiał w gazecie. Radio - też, ale jakość tam jest przeciętna. A telewizja - tu jest oddziaływanie audiowizualne. Telewizja może dać najpełniejsze przedstawienie.
- Spotykałeś się gdziekolwiek, w jakimkolwiek mieście z wrogością wobec waszej muzyki?
- Nigdy. Zwłaszcza w ostatnich latach. Oczywiście, w różnych miejscach bywa różnie. Bywa, że wieje i jest zimno, ale wszystko jedno, na ogół, gdy ja kończę występ, ludzie chcą słuchać jeszcze.
- Lubisz śpiewać na bis?
- Nie to, że lubię... Po prostu to dla mnie trudne.
- KINO woli grać solo czy z supportem?
- Nieważne, jest support czy nie. My po prostu na razie nie mamy możliwości stworzenia dostatecznie różnorodnego długiego programu. Na razie wystarcza na trzydzieści minut.
- Gdyby wyobrazić sobie, że KINO ma własną koncepcję skonstruowania koncertu, do czego jej bliżej - tego, żeby samemu szukać kontaktu z publicznością czy aby publiczność sama szukała tego kontaktu?
- Samemu, oczywiście.
- Takie pytanie - wydaje się, że odpowiedź będzie oczywista - które zło jest dla ciebie lepsze: całkowita obojętność publiczności czy całkowita wrogość?
- Lepiej, jeśli się nie podoba. Lepiej, jeśli drażni. Mimo wszystko to jakaś emocja, mimo wszystko udało mi się zaczepić tego człowieka. I jest mu z takiego poziomu łatwiej przestawić się na odbiór pozytywny. Taki człowiek pójdzie na koncert po raz drugi i z pewnością znajdzie coś dla siebie.
- Vitya, ty, nie wiem czy świadomie czy nie, ustawiłeś się w takim położeniu, że w zasadzie nie jesteś nikomu nic winien: zechcesz, to będziesz nagrywał, nie zechcesz - nie będziesz. To świadome?
- Absolutnie świadome.
- I nadal masz zamiar podtrzymywać taką postawę?
- Tak, oczywiście.
- A jeśli na jakimś etapie grupa KINO stanie się hamulcem na twojej drodze, ty możesz mimo wszystko w jakiś sposób realizować się inaczej - w filmach, obrazach - a pozostali członkowie KINO, nie licząc Afriki i Tikhomirozova z jego Dzhunglyami, oni w sumie są do ciebie przywiązani, w wielu przypadkach zależni od twoich pragnień.
- Całkowicie niezależni. Iura gra w Populyarnoy Mekhanike i odgrywa tam jedną z wiodących funkcji, wszyscy oni grają swoją własną instrumentalną muzykę, wszyscy też malują obrazy.
- I coś, co jeszcze chciałbym powiedzieć: ostatnimi czasy pojawiła się w prasie taka tendencja - "Viktor Tsoi i grupa KINO". Dlaczego w ten sposób?
- Nie rozumiem dlaczego. Ta tendencja zupełnie mi się nie podoba, i chciałbym, aby tak nie było. Wszystko robimy razem i nie należy przeprowadzać rozdzielenia.

 

Autor: Brak danych.
Źródło: http://www.kinoall.info/chutyo.php- (wgląd: 19.05.2013).
Data publikacji: Brak danych.

środa, 15 maja 2013

Historia grupy "KINO"

Mam zamiar zrealizować wreszcie plan, który od dłuższego czasu chodził mi po głowie - tekstem tym chcę rozpocząć całą serię artykułów na temat absolutnie genialnej rosyjskiej grupy "KINO" oraz jej charyzmatycznego wokalisty - Viktora Tsoi'a. Ich muzykę polecam z czystym sercem każdemu miłośnikowi rocka. Dla tych niezaznajomionych jeszcze z ich twórczością, acz ciekawych, zamieszczam w tekście klipy. Warto posłuchać. To legenda po dziś dzień.

 
Fot. http://vitya-tsoy.ru/24foto.html
W popularności leningardzkiej grupy "KINO" jest coś niezrozumiałego - i, oczywiście, sukces, sława, masowe uznanie, które, jak to zwykle bywa, przychodzi do wykonawcy po "rozpryśnięciu się" jego aktywności twórczej, przyszły do grupy wtedy, kiedy, można powiedzieć, istniała ona już tylko w wyobraźni fanów. Prime time dla "KINO" zaczął się wiosną 1988 roku, kiedy grupa całkowicie zniknęła ze sceny muzycznej: nie występowała, nie robiła prób, a jej członkowie byli zajęci realizacją własnych planów artystycznych. Okazało się, że zupełnie przypadkowo znaleźli trochę czasu i zakończyli pracę nad znajdującym się już od pół roku w stanie "półfabrykatu" albumem "Gruppa krovi". To właśnie on stał się katalizatorem wybuchu "KINOmanii".

KINO - Zakroy za mnoy dver'

A wszystko zaczęło się jesienią 1981 roku, gdy z resztek dawno zapomnianych już grup "Piligrim", "Abzac" oraz "Pałata nomer 6" utworzyło się trio "Garin i giperboloidy". Parę miesięcy później skład ograniczył się do duetu, a nazwa przekształciła się w "KINO" - w tym czasie duet tworzyli Viktor Tsoi i Aleksiej Rybin. Wystąpili oni w Rock-klubie, wiosną następnego roku debiutowali na jego scenie przy aktywnym udziale muzyków z grup "Akvarium" i "Zoopark", nagrali płytę o nazwie "Sorok piat'", czasem wyjeżdżali z Moskwy i przepadali na cały rok. Potem wystąpili jeszcze parę razy - w pięcioro - po czym niespodziewanie grupa się rozpadła. W maju 1984 roku "KINO" pojawiło się ponownie. Viktor Tsoi (gitara, wokal), Jurij Kasparian (gitara), Aleksandr Titov (bas) i Gieorgij "Gustav" Gurianov (perkusja) w ciągu kilku miesięcy przygotowali nowy program i niczym "czarny koń" wyszli na scenę jedenastego leningradzkiego rock-festiwalu. Z miejsca stali się prawdziwą sensacją oraz jednym z głównych odkryć tego przeglądu.
 
KINO - Krasno-zheltye dni
 
Tytuł laureatów Rock-klubu "KINO" otrzymywali jeszcze dwukrotnie - w 1985 i 1987 roku. Jesienią 1984 roku Titova zastąpił Igor Tichomirov - gitarzysta basowy kapel "Dżungla" oraz "Pop-Mechanika". Od tej pory skład grupy - jeśli nie liczyć epizodycznego pojawiania się różnych gitarzystów, klawiszowców i perkusistów - pozostał niezmieniony. Piosenki "KINO" przyciągały słuchaczy obfitością świeżych melodycznych rozwiązań, a wspaniała zespołowa gra pozwalała mówić o kapeli jako o prawdziwym wzorze rock-grupy. W tekstach Tsoi'a - a właśnie on był autorem praktycznie całego repertuaru "KINO" - romantyczne i wzniosłe obrazy mieszały się z wyjątkowo realistycznymi elementami zaczerpniętymi z natury, odzwierciedlającymi świat wewnętrzny młodego człowieka. Można więc znaleźć tu i dobry humor, a niekiedy i żrącą ironię, która w ogóle charakterystyczna była dla poetyckiego języka Tsoi'a. W znacznie już późniejszych utworach grupy dało się zauważyć "wydoroślenie" ich podmiotu lirycznego, odejście od naiwnego opisywania życia codziennego podwórek i bram, zwrot w kierunku zdecydowanie poważniejszych problemów, hasła aktywnego działania, moralnej odnowy. Po sukcesie albumu "Gruppa krovi" i wyjściu na krajowe ekrany filmu S. Sołoviova pt. "Assa", w którym pojawienie się na krótko grupy "KINO" było być może nawet najbardziej znaczącym momentem całego obrazu, kapela otrzymała niejako drugie życie. Wskrzeszona została aktywność koncertowa, miały miejsce pełne sukcesów tournee po kraju, jak i za granicą - w szczególności w Danii, gdzie grupa wzięła udział w charytatywnych akcjach ruchu "Next Stop", we Francji, gdzie "KINO" wystąpiło na jednym z większych rockowych festiwali w Le Bourget oraz na corocznym festiwalu radzieckiego rocka "Znowu w ZSRR" we Włoszech. Oprócz filmu "Assa" grupa wystąpiła także w obrazie "Rock" A. Uczitelia i w "Gorodie" A. Burcieva, a Viktor Tsoi z sukcesem zagrał główną rolę w specyficznym filmie R. Nurgmanova pt. "Igła". W 1989 r. płyta "KINO" wydana została we Francji.

KINO- Spokoynaya noch'
 
 15 sierpnia 1990 r. Viktor Tsoi zginął w wypadku samochodowym. W styczniu 1991 r. "Melodia" wypuściła "pośmiertny" album "KINO", dopracowany w studiu przez muzyków grupy na podstawie roboczych notatek Tsoia, spisanych na kilka dni przed jego śmiercią.


Autor: Brak danych.
Źródło: http://vitya-tsoy.ru/hist.html (wgląd: 15.05.2013).
Data publikacji: Brak danych.

poniedziałek, 6 maja 2013

Sojusz syberyjskich szamanów

Szamani całej Syberii chcą się zjednoczyć. W Ułan-Ude rozpoczęła się jedna z większych w ostatnich latach MIędzyregionalna Naukowo-Praktyczna Konferencja pt.: "Współczesny stan szamanizmu etnicznej Buriacji". W jej pracach weźmie udział ponad 50 szamanów z Obwodu Irkuckiego, Buriacji, Jakucji oraz Kraju Zabajkalskiego.
 

Fot. http://cool.baikal24.ru
Organizatorami konferencji są: międzyregionalna religijna organizacji szamanów "Tengeri", komitet do spraw stostunków międzynarodowych i rozwoju inicjatyw obywatelskich przy administracji władz Republiki Buriacja oraz władze tejże republiki. Na koniec konferencji zaplanowano utworzenie wspólnej organizacji szamanów Rosji z centrum w Ułan-Ude. Jak ogłosił przewodniczący zarządu organizacji "Tengeri", naczelny szaman Banir Cyrendorżiew, celem konferencji jest podjęcie decyzji w sprawie kilku pilnych kwestii dotyczących rozwoju współczesnego szamanizmu i dlatego propozycje, złożone przez uczestników, zostaną uwzględnione podczas tworzenia wspólnego Scentralizowanego Religijnego Stowarzyszenia Szamanów w Ułan-Ude.
 
Przypomnijmy, że dzisiaj Buriacja jest jednym z większych w Rosji regionem buddyjskim, a także większą pod względem liczebności staroobrzędowców wspólnotą "siemiejskich". Teraz dołączy do tego również status centrum szamanizmu Rosji.

Ogólne informacje nt. szamanizmu syberyjskiego - TUTAJ
Szamanizm w Jakucji - TUTAJ
Muchomory w tradycji ludów Syberii - TUTAJ
 


Autor: Brak danych.
Źródło: http://cool.baikal24.ru/page.php?action=showItem&type=news&id=124309 (wgląd: 6.05.2013).
Data publikacji: 19.04.2013.

środa, 20 marca 2013

Oblicze miasta Irkucka

Teren, na którym leży miasto Irkuck, to krajobraz nieporównywalny z niczym pod względem piękna i bogactwa. Irkuck chlubi się wybitnym dziedzictwem kulturowym, przede wszystkim są to tradycyjne drewniane domy, które słusznie zasłużyły na tytuł światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO. Dzięki harmonijnemu połączeniu pejzażu rzecznego oraz zabudowy miejskiej, a także położeniu geograficznemu, Irkuck posiada ogromny potencjał na dalszy rozwój w sferze ekonomii i urbanistyki. Jednakże, nie należy zapominać o tym, że te historyczne i przyrodnicze bogactwa obowiązkowo trzeba ochraniać i wykorzystywać w celu polepszenia jakości życia mieszkańców oraz gości.
 
Fot. http://pl.tripadvisor.com/
 
Architektoniczna przeszłość miasta, jego narodowy charakter, tak nazywany "duch miasta", nadają Irkuckowi niepowtarzalność. Ażeby wszystko to ochronić, konieczne jest pełne troski odnoszenie się do architektonicznych dóbr oraz dbałość o to, aby nowe budynki w swojej formie, wielkości oraz z cechami charakterystycznymi, związanymi z surowym syberyjskim klimatem, harmonijnie wpisywały się w miejski zespół architektoniczny. Niestety, miasto z dnia na dzień traci swoją niepowtarzalność - stopniowo burzone są historyczne drewniane domy, a na ich miejsce przychodzą współczesne mieszkalne wieżowce, pojawiają się wielkie różowe pudełka kompleksów handlowych bezpośrednio w centrum miasta albo na brzegu Angary.
 
Tradycyjna architektura drewnianych domów stanowi cenny wkład do współczesnej kultury urbanistycznej. Budownictwo drewniane zdobywa coraz większe uznanie, co naocznie demonstruje projekt odbudowy 130-ego kwartału. Naturalnie, należy zaznaczyć, iż jest on kosztowny i nie całkiem odpowiada stylem architektonicznym. Do starań o  ochronę zabytków budownictwa drewnianego zaliczyć należy także rekonstrukcję domów z uwzględnieniem współczesnych norm i standardów, oraz częściową ochronę wewnątrzmiejskich stref użytku publicznego i ogródków, położonych na obszarach przylegających do drewnianych budynków. W związku ze zniszczeniami drewnianych domów przez pożary, a często nawet podpalenia, odnosi się wrażenie, iż są one usuwane świadomie i z premedytacją. Nieustannie poszerzana strefa niewielkich kontenerowych pawilonów na południe od centralnego rynku, z należącymi do nich stalowymi płotami, sprawia nadzwyczaj odpychające wrażenie.
 
Fot. http://commons.wikimedia.org/
Obok historycznego centrum Irkucka można wymienić nie mniej zachwycające widoki, takie jak przybrzeżne obszary wzdłuż Angary. Czyste i przezroczyste jak kryształ rzeki Angara i Irkut, ich wysepki i brzegi powinny być wykorzystywane intensywniej i bardziej różnorodnie. Teren wzdłuż brzegu można by zagospodarować, uczynić ogólnodostępnymi różne placyki, przeznaczyć je dla najrozmaitszych grup docelowych - pieszych, rowerzystów, skaterów, łyżworolkarzy, rybaków, itd. Ogólnie rzecz biorąc, place i pomniki są upstrzone kosztownymi kwiatami, ale te, w pierwszej kolejności, reprezentatywne rejony miasta nie mają przestrzeni do użytku. Tym sposobem, zostaje jedynie pospacerować albo posiedzieć na ławeczce - alternatywnych wariantów raczej nie znajdziecie. W miejsce nowych pomników i kwiatowych klombów (na przykład, takich jak na prospekcie Marszala Żukowa w rejonie Sołniecznym) można byłoby zagospodarować place zabaw dla dzieci, a do ich zbudowania ściągnąć młodzieżowe stowarzyszenia i wolontariuszy z inicjatywą. Wówczas ludzie traktowaliby z większą troską to, co stworzyli własnymi rękoma, i nie dochodziłoby do aktów wandalizmu. Z kolei zamiast stawiać niejednolite wieżowce należałoby zbudować zejścia do rzeki i uszlachetnić obszar przybrzeżny. Zabudowania i ścieżki można by było wykonać z drzewa i ekologicznych materiałów i ochronić otwarte łąki w pobliżu rzeki.
 
Jeśli teraz Irkuck ochroni swoją historię i wyjątkowość, i centrum nie będzie zabudowywane szklanymi wieżowcami, to miasto może [...] zachować swoją indywidualność. I wziąć na siebie tę odpowiedzialność powinni politycy i inwestorzy, celem których powinien być stabilny rozwój miasta oraz podwyższenie stopnia jakości życia mieszkańców, a nie pogoń za wygodą i bezmyślnym  zabudowywaniem przestrzeni miejskiej.

Informacje nt. kuchni buriackiej w Irkucku.
 
 
Autor: Katia Fridrich, Andreas Diorhofer.
Źródło: http://www.irkutsker-deutsche-zeitung.ru/ru/2011/11/01/oblik-goroda-irkutska/ (wgląd: 20.03.2012).
Data publikacji: 1.11.2011.